Nie przepadam za komiksami, ale kiedy w jednej z popularnych księgarń usłyszałem z ust młodego człowieka biorącego do ręki komiks: „Co za indoktrynacja!”, nie mogłem się oprzeć.
Miała na imię Miriam, siedziała w półmroku wejścia do bazyliki Bożego Grobu, trzymała w ręce różaniec. Siedziałem tam i ja.
Człowiek się czasami musi otrząsnąć, dostać po głowie obuchem, żeby się obudzić.
O filmie „Strefa interesów” powiedziano i napisano już wszystko, ale głosy podziwu dla jego twórców nie milkną.
Odczuwanie i celebrowanie wewnętrznej jedności z tymi, którzy już zmarli, jest czymś bardzo naturalnym i przynależy do podstawowych odruchów ludzkich.
Giordano Bruno Guerri, znany włoski dziennikarz, odbył swego czasu dość specyficzną pielgrzymkę po włoskich kościołach. Klękał u kratek konfesjonału, wymieniał grzechy, najczęściej te owiane nimbem wyjątkowości, i nagrywał to, co ksiądz miał mu do powiedzenia.
Było to dobrych parę lat temu, gdy jeden z moich przyjaciół na pytanie, co go tak martwi, odpowiedział, że rozmowa z córką. Nastolatka zapytana, co chciałaby robić w przyszłości, odpowiedziała, że chciałaby zostać… influencerką.
Interpelację w sprawie japońskich piesków shiba inu można by uznać za rodzaj wypadku przy pracy, gdyby nie to, że był to raczej wypadek na skutek unikania pracy, czyli – być może – lenistwa.
Ćwierć wieku to dużo i mało zarazem. Jedno pokolenie rodziców i dzieci zdoła zamienić się miejscami z kolejnym, krótkotrwała moda ma szansę przeminąć i narodzić się nowa.
Długo, naprawdę długo nie potrafiłem się otrząsnąć po lekturze opisów wywózki podlaskiej ludności żydowskiego pochodzenia do Oświęcimia. Te bydlęce, a jakże, wagony – choć stłoczonych w nich ludzi nawet nie jak bydło potraktowano, tylko jak przedmioty – wypchane od góry do dołu, każdy ich centymetr sześcienny, każda szpara w podłodze, przez którą mogło się wedrzeć choć trochę powietrza.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.