Mało która książka wciągnęła mnie tak bardzo jak „Rok 1984” George’a Orwella. Przyznaję, bardziej niż ciekawością kierowałem się lękiem, identyfikując się z głównym bohaterem; wraz z Winstonem siedziałem we wnęce, z której byłem niedostrzegalny dla Wielkiego Brata, kontrolowałem głowę z obawy przed myślozbrodnią i drapieżnymi mackami Myślicji, dziwiłem się nowomowie i nie wierzyłem w nową wersję historii.
To dość symptomatyczne, że w numerze na drugą niedzielę wielkanocną, od jakiegoś czasu przeżywaną jako Niedziela Miłosierdzia Bożego, rozmowę „Gościa” przeprowadzamy z… filozofem.
Podobno wielu współczesnych polskich osiemnastolatków na pytanie: „W co wierzysz?” (w sensie religijnym) odpowiada: „W coś wierzę. Ale w co?”.
Powinienem być może rozpocząć od utyskiwania na zbyt szybki upływ czasu. Na to, że dopiero co głowy popiołem posypywaliśmy, a już Wielkanoc za pasem.
Do zdjęć przyszło mu pozować wiele razy. Jeden z jego portretów wisi w siedzibie „Gościa Niedzielnego”. To ten w berecie, staromodnych okularach, które niedawno znów stały się modne.
Absurdalna atmosfera, która zapanowała w kraju nad Wisłą w ostatnich dniach, każe mi poważnie zastanowić się, czy rację miała Joanna Szczepkowska, która 28 października 1989 roku w głównym wydaniu Dziennika Telewizyjnego ogłosiła: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”.
Nie dzwoń do mnie, bo biały dym leci! – krzyknąłem do telefonu na odczepne koledze, który dziesięć lat temu zadzwonił do mnie wieczorem z podróży. Rozłączyłem się, ale że nie odpuścił i znowu zadzwonił, odebrałem jeszcze raz.
Była uosobieniem delikatności – pokiwał głową jeden z fotoreporterów „Gościa”, gdy powiedziałem mu o jej śmierci. – Paradoksalnie w tym właśnie tkwiła jej największa siła – dodał. Nie odpowiedziałem, ale schodząc po schodach, zastanawiałem się nad tą jego opinią i w myślach przyznałem mu rację.
Doświadczenie poczucia bezpieczeństwa jest jedną z najbardziej podstawowych potrzeb ludzkich. Dziecko, któremu rodzice nie zapewniają bezpieczeństwa, wyrasta zazwyczaj na zalęknionego dorosłego, a niepewność swoją może taki dorosły maskować agresją.
Nie kochamy Koheleta, oj nie. „Marność nad marnościami” w XXI wieku brzmi złowieszczo, „wszystko marność” może dołować i wpędzić w depresję.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.