Młodzież z różnych części świata opuściła już gościnne progi parafian we wszystkich diecezjach, żeby udać się na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa. Towarzyszyliśmy rodzinie, u której zamieszkali Nigeryjczycy. Co mówią o sobie i jak czują się z Polsce?
Prawie 50-osobowa grupa Nigeryjczyków na czas Dni w Diecezji zatrzymała się w Tarnowskich Górach. Do celu dotarli po długiej podróży – ze swojego kraju wylecieli do Dubaju, a stamtąd kolejnym samolotem przedostali się do Warszawy, gdzie czekał na nich autokar, którym dojechali na Śląsk.
Witających ich tarnogórzan zaskoczyli kolorowymi strojami i porywającym śpiewem (zobacz i posłuchaj TUTAJ).
Pielgrzymi zamieszkali u rodzin z dwóch sąsiadujących parafii – śś. Apostołów Piotra i Pawła oraz św. Anny. Spędziliśmy wieczór z jedną z nich, by przekonać się, jak zagraniczni pielgrzymi czują się w polskim domu.
Marcin Gruca angażuje się w parafii śś. Piotra i Pawła jako wolontariusz ŚDM. Ponadto jego rodzice zdecydowali się przyjąć dwóch młodych gości z Afryki. Dlatego jednym tchem wymienia zabawne sytuacje, jakie przytrafiły się Nigeryjczykom, oraz ich nietypowe zwyczaje.
– W drodze z lotniska zabraliśmy całą grupę do McDonalda, żeby coś zjeść. Wszyscy byli oszołomieni, bo w ich kraju nie ma takich restauracji, dlatego porównywali jedzenie z innymi fast-foodami. Dziewczyny, które zamówiły shake’a, nie mogły wyjść z podziwu! Ciągle dopytywały, gdzie jeszcze mogą kupić coś takiego – opowiada.
– Nigeryjczycy przez cały czas robią zdjęcia sobie, jedzeniu i w ogóle wszystkiemu, co napotykają. I zaraz wrzucają je na Facebooka. Dlatego ich pierwszą prośbą po przylocie do Polski były karty do telefonów z dostępem do internetu. Daliśmy im je wieczorem, a już kolejnego dnia rano jeden z gości przyszedł do mnie i powiedział, że wyczerpał cały limit transferu danych. Kiedy zaoferowałem mu pomoc, od razu przybiegła reszta z tym samym problemem – śmieje się.
W planie pobytu młodych pielgrzymów w parafiach został przewidziany czas spędzany z rodzinami, które przyjmują ich w swoich domach. Marek Gruca przez wiele lat był marynarzem i pływał po dalekich morzach i oceanach. W 1992 roku zacumował do portu w Lagos – potężnego miasta, które właśnie wtedy z powodu przeludnienia dopiero co przestało być stolicą Nigerii.
Dlatego kiedy pod jego dachem zamieszkało dwóch obywateli tego kraju, jednego wieczora wydobył z szafy potężny, wysłużony i nieco już stary atlas świata. Całą rodziną, wraz z młodymi Afrykańczykami, szukali w nim obecnej stolicy w Abudży, która na starych mapach zaznaczona była jako niewielkie miasto…