Ania i kilometry miłości

Ta kobieta wszędzie, gdzie się pojawia, ciągnie za sobą ślady dwóch kół. Rowerową pasją zaraziła nawet dziadków swoich uczniów.

Aleksandra Pietryga

|

GOSC.PL

dodane 03.06.2019 15:00
0

Ania, drobna, śliczna brunetka, wygląda wciąż jak nastolatka. Skończyła studia pedagogiczne, informatykę, resocjalizację. Energią mogłaby obdzielić dwie klasy swoich licealistów. Globtroterka. Ciągle w drodze. Otwarta na przygodę, chłonna nowych miejsc i nowych znajomości. Na rowerze objechała całą Polskę, pół Europy i Azji. Rzym, Izrael, Kirgistan, Armenia, Gruzja...

Pchają mnie anioły

Rocznie na rowerze pokonuje ponad 10 tysięcy kilometrów. O wiele więcej niż samochodem. Jako mała dziewczynka sama przejechała na rowerze kilkadziesiąt kilometrów na rekolekcje Dzieci Maryi. Rower towarzyszył jej także podczas studiów w Krakowie. Natomiast pierwsza daleka podróż do Rzymu, okazała się wielką... klapą.

- Pojechałam z grupą rowerzystów, których zupełnie nie znałam - wspomina Ania. - I po pierwszym dniu wiedziałam, że będzie źle. Nie trenowałam wtedy jeszcze tak intensywnie, a w ciągu jednego dnia zrobiliśmy ciągiem 248 kilometrów. To najdłuższy dystans, jaki do tej pory zrobiłam w jednym kawałku. Kiedy zsiadłam z roweru, przez godzinę czułam jak cała się trzęsę...

Dalszą drogę wlokłam się na samym końcu, jak najsłabsze ogniwo i chciało mi się wyć. Na granicy czesko-węgierskiej wiedziałam już, że nie ma sensu dalej jechać. Przygotowałam sobie w głowie mowę, jak mam o tym powiedzieć mojej grupie. I pamiętam świetnie tę scenę. Leje deszcz, wszyscy czekają na mnie na stacji benzynowej, podjeżdżam, mówię, że dalej nie jestem w stanie jechać, a oni na to: "Dobra. To cześć" i odjeżdżają, a ja zostaję na tym deszczu...

Dziś śmieje się z tej przygody, choć wtedy wesoło nie było. Ale to niefortunne wydarzenie nie załamało jej i po powrocie do domu, jeszcze tego samego wieczoru, wyruszyła za grupą "80 Rowerów" nad morze, by na tandemowej wyprawie opiekować się niepełnosprawnymi rowerzystami. W rowerowych podróżach najbardziej ceni relacje z ludźmi, jakie budują się podczas wspólnej drogi.

- Mogłabym napisać książkę o Bożych cudach, które towarzyszą mi na trasie każdego dnia - mówi. - O wyprawie do Izraela, podczas której nie spaliśmy dwie noce, a mimo to nikt nie zasnął, kiedy pozwolono nam czuwać przez całą kolejną noc przy Grobie Jezusa. O ludziach na koniach, którzy w Kirgistanie na wysokości 3700 metrów, zjawili się nie wiadomo skąd, by sznurem pociągnąć nas, strudzonych do granic możliwości. Dziś jestem przekonana, że to były anioły.

Ania i kilometry miłości   Ania jest ciągle w drodze. Tu: na Wyspach Zielonego Przylądka Archiwum prywatne

 

3 / 3
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy