Ta kobieta wszędzie, gdzie się pojawia, ciągnie za sobą ślady dwóch kół. Rowerową pasją zaraziła nawet dziadków swoich uczniów.
Szkolny Klub 80 Rowerów, przy szkole podstawowej w Gliwicach-Sośnicy, jest częścią większego projektu "80 Rowerów", który należy do Stowarzyszenia Travelling Inspiration. - Marcin, główny inicjator projektu, zainspirował się powieścią Verne'a "W osiemdziesiąt dni dookoła świata" - tłumaczy Anna Guzek. - Tworząc ogólnopolski klub miał marzenie, żeby w każdym mieście w Polsce działała jego filia.
Dziś do klubu należą nie tylko dzieciaki, ale też ich rodzice, rodzeństwo, dziadkowie i pół dzielnicy. - Średnio raz na dwa tygodnie w sobotę albo w niedzielę wsiadamy na rowery i z boiska szkolnego ruszamy przed siebie - opowiada koordynatorka projektu. - Podczas niektórych wypraw towarzyszyło nam dosłownie 80 rowerów. Wspólnie wyjeżdżamy też na obozy rowerowe.
W 80 rowerów dookoła Polski
W ubiegłym roku ośmioro małych śmiałków, razem z opiekunami, przejechało na rowerach
Jego tata, wykorzystując aplikację Endomondo, stworzył akcję, w której aktywność fizyczna mierzona jest "Filipowymi kilometrami", które on codziennie przemierza, podejmując walkę ze swoją chorobą. Założenie jest takie, by każdy taki kilometr przełożył się także na pomoc finansową chłopcu i jego rodzinie, na przykład przez wpłacenie symbolicznej złotówki.
- Kiedy planowaliśmy wyprawę, wiele osób pukało się w głowy i mówiło, że to na pewno się nie uda; nie z takimi małymi dziećmi - opowiada Ania. - Początkowo zamierzałam dostosować prędkość całej grupy do najmłodszej uczestniczki. Ale szybko musiałam zweryfikować swój pomysł - śmieje się. - Gdybym tak zrobiła, dorośli, którzy byli ze mną, prędko by odpadli.
Mali rowerzyści dzielnie dawali radę, mimo, że większość trasy odbywała się bocznymi, nieraz piaszczystymi drogami, a z nieba lał się afrykański żar. Ania uważa, że te kilka dni w drodze, więcej dało jej uczniom, niż cały rok w szkole. To była genialna lekcja samodzielności. Dzieci same musiały zadbać o zapakowanie wszystkiego do sakw, ubranie się, zjedzenie śniadania, zabranie wody. Same musiały przewidzieć, w jakim czasie "zaaplikować sobie" batoniki, które dostawały na drogę.
- Wspaniale było obserwować jak dojrzewają w drodze, jak zaczynają widzieć szerzej, poza czubek własnego nosa i dostrzegać potrzeby innych. Kiedy młodsze dzieci były bardzo zmęczone, starsi chłopcy sami, bez mojej interwencji, proponowali, że powiozą ich sakwy. Dzielili się wodą, jedzeniem. Troszczyli się o siebie nawzajem. Choć nikomu w drodze nie było łatwo.
Mali rowerzyści podczas charytatywnej wyprawy z Gliwic nad Bałtyk w 2018 roku Archiwum prywatneO tym jak Ania pokochała rower na następnej stronie: