Młodzież z diecezji gliwickiej z hukiem powróciła do Polski z ŚDM w Panamie.
W czwartek wieczorem cała grupa bezpiecznie wylądowała na lotnisku w podkrakowskich Balicach. Bliscy i znajomi, którzy z chlebem i solą czekali, by ich powitać, musieli uzbroić się w nieco cierpliwości, zanim wszyscy odebrali swoje bagaże i wyszli im na spotkanie.
Ale jak już pojawili się w rozsuwanych drzwiach, w hali przylotów rozległo się jedno wielkie "Amen, alleluja!". Młodzi w zasadzie przejęli tę część terminala i długo nie milkli.
Mimo długiej i męczącej podróży (po ŚDM w Panamie grupa pojechała jeszcze na kilka dni do Meksyku), nikomu nie brakowało sił do śpiewania, robienia zdjęć i dzielenia się pierwszymi wrażeniami.
Powrót młodzieży z ŚDM w Panamie
Gość Gliwicki
Na czas Dni w Diecezji młodzi zamieszkali u rodzin w Ciricito, wiosce położonej wysoko w górach. - Trafiliśmy w zasadzie do totalnej dżungli, gdzie przywitał nas brak prądu i wody. To nie była prostota, tam było skrajne ubóstwo. Natomiast to, z czym spotkaliśmy się ze strony tamtejszych ludzi - miłością, otwarciem i ciepłem - najbardziej pozostanie w naszych sercach - opowiadają Ania, Sandra i Rafał z parafii Chrystusa Króla i NMP Wspomożenia Wiernych w Gliwicach.
- Byłam u bardzo biednej rodziny, mieszkaliśmy w drewnianych domach, gdzie nie było nawet łazienki. Nie mieli niczego, a dali nam wszystko. Sami spali pod gołym niebem, żebyśmy my mogli spać w ich domu. Mimo że nie znali ani słowa po angielsku ani my po hiszpańsku, to każdy wieczór spędzaliśmy razem - wspomina z kolei Jadzia z parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Tarnowskich Górach-Lasowicach.
Szczególnie zapadło jej w pamięci pożegnanie z rodziną, u której mieszkała. - Kiedy rozdaliśmy im pamiątki z Polski, a oni nie mieli nic, rodzice ściągnęli ze swoich szyi naszyjniki i założyli je nam. Dali nam dosłownie wszystko, co mieli - podkreśla.