Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Sanktuarium we własnym domu

Ojciec Kentenich mówił, że lata nastoletnie potrafią być czasem największej samotności w życiu człowieka. Może to być większa samotność niż bycie w więzieniu.

To jedno z przesłań założyciela Międzynarodowego Ruchu Szensztackiego, więźnia Dachau, a dziś sługi Bożego, które przywołała Margaret Fenelon z USA na spotkaniu w Zabrzu-Rokitnicy. Z mężem Michaelem byli gośćmi tegorocznej pielgrzymki szensztackiej do sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej. Sanktuarium jest wierną kopią kapliczki w niemieckim Schönstatt, kolebce Ruchu Szensztackiego. Ojca Józefa Kentenicha państwo Fenelonowie poznali osobiście, będąc dziećmi. Podczas swego pobytu w Milwaukee gościł w ich domach i był duchowym opiekunem ich rodzin. – Nie wiedzieliśmy w zasadzie nic o wielkim Ruchu Szensztackim, który był w Europie. Nie znaliśmy go też jako założyciela Ruchu Szensztackiego dla Kościoła. Dla nas był ojcem. Zawsze był dla nas dostępny, kiedykolwiek chcieliśmy do niego przyjść. Zawsze zajmował się tym, co nas zajmowało w naszym życiu. Zawsze potrafił być prawdziwym ojcem dla swoich dzieci – wspominał Michael Fenelon.

Państwo Fenelonowie z ruchem związali się na stałe, wstępując do Szensztackiego Instytutu Rodzin, międzynarodowej wspólnoty małżeństw konsekrowanych. Na spotkaniu w Zabrzu szczególnie wiele uwagi poświęcili przekazanej przez o. Kentenicha idei sanktuarium domowego. W Polsce też jest ona znana, ale bardziej jako miejsce – kącik modlitwy rodzinnej, w którego centrum umieszczany jest obraz Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej. Z tym pomysłem wiąże się jeszcze jedna idea – żywego sanktuarium domowego. Polega to na tym, że każdy członek rodziny wybiera jakiś symbol z ołtarza, który przemówił do jego serca i który ma pomóc kształtować jego życie. Dla Michaela jest to św. Michał Archanioł, a dla Margaret – lampka oliwna przy tabernakulum. – Ten dar, który dostaliśmy od o. Kentenicha, to żywe sanktuarium – jest naprawdę ogromnym darem. On nas jednoczy i stwarza więzi w tym naszym opuszczonym świecie. Dzięki temu ilekroć jestem poza domem, a odwiedzam inne sanktuaria, mam przed oczami członków mojej rodziny i to nas w sposób duchowy jednoczy – mówiła Margaret Fenelon.

Wszyscy uczestnicy spotkania otrzymali na pamiątkę zdjęcie o. Kentenicha z 8-letnim Michaelem, zrobione w 1963 roku podczas spaceru. O istnieniu fotografii rodzina Michaela dowiedziała się stosunkowo późno, a teraz jest ona „paszportem do świata”, dzięki któremu państwo Fenelonowie zostali zaproszeni do ponad 15 krajów.

Spotkanie w Rokitnicy było ostatnim punktem pieszej pielgrzymki szensztackiej, która przeszła z Gliwic-Żernik. – Chcemy iść i głosić dzisiejszemu światu posłannictwo Szensztatu, posłannictwo Matki Bożej i ten charyzmat, który nam zostawił założyciel – mówi s. Eleonora Dzimiera z Instytutu Sióstr Maryi, która trzy lata temu zainicjowała tę pielgrzymkę. Co roku odbywa się ona 1 maja i ma bardzo rodzinny charakter.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy