O mało nie wysadził w powietrze całego bloku. Znamy zeznania w sprawie wybuchu gazu w Bytomiu.
Najciężej ranny w wypadku z poparzeniami górnych dróg oddechowych przebywa w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. To właśnie w jego mieszkaniu doszło do wybuchu, po którym zawaliła się część stropu pomiędzy parterem a pierwszym piętrem.
Początkowo mieszkańcy sugerowali, że przyczyną eksplozji mogło być rozszczelnienie instalacji gazowej w wyniku wstrząsu w kopalni, które miało miejsce kilka minut przed zdarzeniem. Biegli szybko wykluczyli jednak taką ewentualność.
Podejrzany mężczyzna, który był lokatorem mieszkania na parterze budynku, do swojego czynu przyznał się już lekarzom pogotowia. 39-latek twierdzi, że chciał popełnić samobójstwo, więc odkręcił wszystkie kurki z gazem.
- Jak widać, pan nie miał informacji, że zatrucie drogą wziewną gazem z instalacji gazowej jest niemożliwe - powiedział telewizji TVN24 Artur Ott z Prokuratury Rejonowej w Bytomiu. - Ponieważ był pod wpływem alkoholu, położył się i zasnął. Gdy obudził się, odruchowo sięgnął po papierosa i wtedy nastąpiła eksplozja.
To już druga próba samobójcza mężczyzny w tym roku po tym, jak stracił pracę. Teraz grozi mu 10 lat więzienia. Poczytalność podejrzanego mają ocenić biegli.
Do swoich mieszkań wciąż nie może wrócić ponad 20 osób. Budynek, w którym doszło do wybuchu, prawdopodobnie będzie musiał zostać rozebrany. Prezydent Bytomia Damian Bartyla zdecydował, że każda z rodzin, która została bez dachu nad głową, otrzyma od miasta 6 tys. zł pomocy.
Do wybuchu doszło we wtorek późnym wieczorem. W wypadku zostało rannych 10 osób, w tym jedno dziecko. Więcej o sprawie przeczytasz TUTAJ.