Kościół nie potrzebuje lukrowanej narracji o swojej historii. O liście papieża i nowym numerze „Historii Kościoła”

Ucieszył mnie napisany niedawno przez papieża Franciszka list o odnowie studium historii Kościoła. Niemal każde zawarte w nim zdanie odczytuję jako potwierdzenie, że warto było rok temu podjąć ryzyko zbudowania i wydawania magazynu „Historia Kościoła”.

Przez ostatnie dwanaście miesięcy utwierdzało nas w tym przekonaniu przede wszystkim Państwa zainteresowanie, wyrażane najpierw lekturą, a następnie dzieleniem się spostrzeżeniami, czasem uwagami. Za tę obecność z nami od roku i wszystkie wyrazy życzliwości i krytyczne, ale rzeczowe podpowiedzi w imieniu całego zespołu i naszych autorów serdecznie dziękuję. A list papieża traktuję jako dodatkowy impuls, by jeszcze lepiej, ciekawiej popularyzować to, co jest dorobkiem wielu pokoleń badaczy dziejów chrześcijaństwa.

Polecam lekturę całego listu papieża (jest dostępny m.in. na portalu gosc.pl), ale pozwolę sobie tutaj zwrócić uwagę na fragment, w którym Franciszek podkreśla, że „studiowanie historii chroni nas przed »monofizytyzmem eklezjologicznym«, to znaczy przed zbyt anielską koncepcją Kościoła, Kościoła, który nie jest prawdziwy, ponieważ nie ma swoich plam i zmarszczek. A Kościół, jak mama, musi być kochany taki, jaki jest, ponieważ w przeciwnym razie nie kochamy go wcale albo kochamy tylko wytwór naszej wyobraźni. Historia Kościoła pomaga nam spojrzeć na prawdziwy Kościół, aby móc kochać Kościół, który naprawdę istnieje i który się nauczył – i nadal uczy się – na swoich błędach i upadkach. Ten Kościół, który rozpoznaje siebie także w swoich mrocznych momentach, staje się zdolny do zrozumienia plam i ran świata, w którym żyje, i jeśli próbuje ten świat uzdrowić i sprawić, by wzrastał, uczyni to w taki sam sposób, w jaki próbuje siebie samego uzdrowić i sprawić, by sam wzrastał, nawet jeśli często mu się to nie udaje”.

Z tego samego założenia wychodzimy, planując i redagując nasz magazyn: chcemy opowiadać historię bez tworzenia czarnych czy białych legend Kościoła. Równocześnie zależy nam na wydobywaniu mało znanych ludzkich historii. I o tym też pisze papież: „Przedostatnia uwaga, która jest bardzo bliska mojemu sercu, dotyczy zacierania śladów tych, którzy nie byli w stanie dojść do głosu na przestrzeni wieków, faktu, który utrudnia wierną rekonstrukcję historyczną. I w tym miejscu zadaję sobie pytanie: czy nie jest to uprzywilejowane pole badań dla historyka Kościoła, aby wydobyć na światło dzienne, na ile to możliwe, ludzkie oblicze tych ostatnich oraz zrekonstruować historię ich porażek i doznanych krzywd, ale także ich ludzkiego i duchowego bogactwa, oferując narzędzia do zrozumienia dzisiejszych zjawisk marginalizacji i wykluczenia?”.

Patrzę na okładkę bieżącego numeru: „Co wiemy o dzieciństwie Jezusa?”. Ks. dr Przemysław Szewczyk próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wiemy o nim stosunkowo niewiele. Wiemy za to wszystko, co jest nam niezbędne do tego, by rozumieć, kim Jezus jest. I skąd się wywodzi jako człowiek – bez upiększania genealogii. W przywoływanym tu ciągle liście papież podkreśla, że w opowiedzianej przez św. Mateusza genealogii Jezusa „nic nie zostało uproszczone, wymazane lub wymyślone. Genealogia Pana Jezusa składa się z prawdziwej historii, w której pojawiają się pewne, delikatnie mówiąc, co najmniej problematyczne imiona, i podkreśla się grzech króla Dawida (por. Mt 1,6). Wszystko jednak kończy się i rozkwita w Maryi i w Chrystusie (por. Mt 1,16). Jeśli tak się stało w historii zbawienia, to tak samo dzieje się w historii Kościoła”.

Kliknij w obrazek i zobacz zawartość wydania:

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..