Była wieloletnią kolporterką "Gościa Niedzielnego", pracującą z pasją, łączącą ludzi, gotową do ponadprzeciętnego zaangażowania. Pogrzeb odbędzie się 22 listopada w Miechowicach.
Wiadomość o śmierci Lilianny Musioł zaskoczyła nas wczoraj, choć wiedzieliśmy, że zmaga się z chorobą nowotworową. Wszystko jednak wydawało się iść ku wyzdrowieniu, a sama Lila była pełna optymizmu i nadziei. Pracowała i w przerwach leczyła się albo leczyła się i w przerwach pracowała. Często była naszym „strażakiem”, ratującym w kłopotliwych sytuacjach. Gdy gdzieś „Gościa” zabrakło albo potrzebna była jakaś zmiana w kolportażu, reagowała błyskawicznie. Żyła z pasją. Rano, wsiadając do auta, przeglądała świeżo wydany numer, żeby wiedzieć, której parafii zaproponować większy nakład, zwrócić uwagę na artykuł dotyczący konkretnych wydarzeń w okolicy. Od lat działała w teamie z naszym wieloletnim kolporterem Marcinem Szablewskim, który prowadząc inną działalność gospodarczą, rozwożeniem "Gościa" zajmuje się w poczuciu misji. Przejął ją od swojej matki Zofii Szablewskiej, która też zmarła „w drodze” w 2018 roku, kilka dni wcześniej będąc jeszcze na trasie z gazetami.
– Lila jest wychowanką mojej mamy, która przyjęła ją jako uczennicę w pierwszej klasie szkoły zawodowej, ucząc pracowitości i sumienności. Ja jestem młodszy i byłem po prostu jak jej brat. Do końca relacje między nami były rodzinne, mimo że byłem jej szefem, a ona pracownikiem. Na Lilę zawsze można było liczyć, nigdy nie zawiodła, bez względu na to czy dobrze się czuła, czy źle, czy była dobra czy zła pogoda. Gdy trzeba było zrobić coś poza godzinami pracy, zawsze mówiła: „Tak, Zosiu, tak szefie”. To po prostu było coś niesamowitego. Mogę powiedzieć wprost: straciłem mojego najlepszego pracownika, najlepszego spośród tych, których kiedykolwiek miałem w moich firmach. Zawsze mówiliśmy o niej „nasza Lila”. Ona była swoja, to nie była jakaś pani. Dzięki swojej osobowości także w parafiach była bardzo serdecznie przyjmowana, wszystkich wprawiała w dobry humor, potrafiła rozładować różne napięcia – wspomina M. Szablewski.
Wychowała dwoje dzieci, niedawno straciła męża. Bardzo cieszyła się wnuczką, córką swojej córki. Niestety, Lila dużo „kurzyła”. Musiała być świadoma, że niszczy sobie zdrowie, ale nie kryła się z tym. To był jej krzyż, który najprawdopodobniej doprowadził ją do wcześniejszej śmierci.
– 19 grudnia skończyłaby 60 lat, już cieszyła się na emeryturę. Zapowiadała, że wtedy odżyje, choć nie chciała kończyć pracy. Mówiła: „Będziemy tak długo jeździć, aż nas księża nie wyrzucą. Jak nas wyrzucą drzwiami, wejdziemy oknem”. Była łącznikiem ludzi i wydarzeń – podkreśla M. Szablewski.
Pogrzeb śp. Lilianny Musioł odbędzie się w piątek 22 listopada o 10.30 w parafii Krzyża Świętego w Bytomiu-Miechowicach.
Wieczny odpoczynek racz jej dać, Panie…