– Nie boimy się wielu rzeczy brać na wiarę, bo ostatni rok pokazał nam, jak Pan Bóg na gruzach potrafi wskrzesić coś nowego – mówi ks. Piotr Dyduch, moderator Ruchu Światło–Życie w diecezji gliwickiej.
Od początku wojny w Ukrainie w tym jednym domu udało się udzielić pomocy aż 250 uchodźcom. To budynek klasztoru boromeuszek w Zabrzu, który po zakończeniu wcześniejszej działalności pozostawał w większej części pusty i niewykorzystany. Tymczasem wybuchła wojna, fala uchodźców dotarła także na Śląsk i przestronne pomieszczenia dawnego ośrodka dla dzieci i młodzieży stały się schronieniem dla ludzi bez dachu nad głową.
Odpowiedzialność za organizowanie pomocy dla przybywających wzięła na siebie Diakonia Ruchu Światło–Życie Diecezji Gliwickiej. Razem ze wspólnotą mieszkających tu sióstr zrobili wszystko, na co ich było stać, angażując swoje siły, talenty, kontakty, czas i fundusze. Doświadczyli przy tym Bożej opatrzności i ludzkiej solidarności. Pierwsza grupa uchodźców – dwa autokary ze Lwowa, 50 osób, w tym niepełnosprawni – przyjechała tutaj 4 marca 2022 roku. – Zaczynaliśmy wszyscy jako wolontariusze, ale dość szybko okazało się, że na dłuższą metę tak się nie da, że w tym domu musi być ktoś nieustannie, że potrzebni są także stali pracownicy. Dlatego zatrudniliśmy w sumie cztery osoby, w tym trzy z Ukrainy. Członkowie Ruchu Światło–Życie zadeklarowali stałe wpłaty, które wystarczyły na pokrycie pensji przez pierwsze kilka miesięcy – podkreśla ich ofiarność ks. Piotr Dyduch. – Dom dla uchodźców nazwaliśmy Domem Miłosierdzia „Sarepta”, bo Pan Bóg dał nam słowo, że „baryłka oliwy nie opróżni się”, jak Eliaszowi w Sarepcie Sydońskiej. Podjęcie takiego wyzwania mogłoby się wydawać zbyt śmiałe, gdyby nie to, że ruch oazowy już wcześniej korzystał z klasztornych pomieszczeń, a wspólnota modliła się o światło, co dalej ma się stać z tym miejscem.
Praca od podstaw
Gdy zaczynali pod koniec lutego ub. roku, mieli tylko to, co niezbędne dla przeżycia i zero doświadczenia w pracy z uchodźcami. Ogromna hojność i otwartość ludzkich serc pomnażała niewielkie zasoby i dawała przybywającym znacznie więcej, niż ktokolwiek się spodziewał. – Dziś już nie ma tego pierwszego społecznego poruszenia wobec dramatu wojny, temat dla wielu staje się uciążliwy, a my wciąż funkcjonujemy – mówi z radością ks. Dyduch. – Obecnie w naszym domu przebywa 48 osób, w tym siedem dorosłych z różnymi niepełnosprawnościami. Wśród 14 dzieci w wieku od 5 miesięcy do 17 lat troje jest niepełnosprawnych – wylicza Agnieszka Sobisz, pracująca na miejscu. – Ilu uchodźców, tyle losów, często łamiących serce i budzących współczucie i bezradność wobec doświadczenia ludzkiej krzywdy – podkreślają. W pamięci gospodarzy pozostają ich twarze, imiona, osobiste dramaty: Julia i Lidia, Nastka i Volodia, Irinka, Oksana, Siergiej, Ania i Marek – wyliczają, opowiadając z przejęciem, z czym muszą się zmagać.
Szukając swoich
Jedną z najbardziej poruszających jest historia pani Anny i maleńkiego Marka, u którego przed urodzeniem wykryto poważną wadę serca. Będąca w ciąży Anna uciekała więc nie tylko do Polski, ale konkretnie do Zabrza, bo to miasto wskazały jej siostry zakonne pracujące w Ukrainie. Operacja Marka odbyła się wkrótce po tym, jak zamieszkał z mamą w Domu Miłosierdzia „Sarepta”. Pani Anna wraz z mężem należą do Domowego Kościoła (rodzinnej gałęzi ruchu) i już przed wyjazdem chcieli nawiązać kontakt z tą wspólnotą w Zabrzu. Przed wyruszeniem w drogę nie udało się, ale ostatecznie, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, mama z dzieckiem trafiła „do swoich”, którzy w dodatku zajmują się uchodźcami. Teraz animuje życie religijne mieszkańców „Sarepty”, a ze względu na znajomość polskiego jest nieocenioną pomocą we wzajemnych kontaktach. – Świadectwo Ani, jej głębokiej wiary, utwierdziło mnie w przekonaniu, które od jakiegoś czasu rodziło się w moim sercu, by Dobrą Nowiną podzielić się z mieszkańcami. Przygotowywaliśmy wówczas pierwsze modlitwy o pokój – mówi ks. Dyduch. I tak od jesieni w każdy czwartek wieczorem mieszkańcy razem modlą się o pokój na Różańcu, którego pani Anna nauczyła wszystkich, niezależnie czy są prawosławnymi, greko- czy rzymskokatolikami. Potem jest spotkanie przy stole, możliwość wymiany doświadczeń, dzielenia się wiarą i tradycjami, uczenie jedności mimo różnic.
W drodze do samodzielności
Spośród 250 uchodźców, którzy zamieszkali w zabrzańskim domu, około 10–20 proc. wróciło na Ukrainę, pozostali usamodzielniają się. – Dużo osób zostało w Zabrzu, znalazło tutaj pracę, przychodzi do nas nadal na naukę języka polskiego, po różnoraką pomoc. Odwiedzają znajomych, ale zaglądają też do naszego biura i to jest bardzo miłe – mówi pani Agnieszka. – Życie u nas rozwija się dynamicznie, dlatego już na samym początku, w pierwszym tygodniu, musieliśmy pomyśleć o nadaniu naszej działalności odpowiednich struktur. Wiedzieliśmy, że nie da się wspólnie żyć bez określonych jasno reguł funkcjonowania, zwłaszcza że na początku było tutaj aż 75 osób – opowiada ksiądz moderator.
– Po konsultacji z osobami pracującymi od wielu lat z uchodźcami od września określiliśmy optymalny czas pobytu w domu, który od początku miał być domem tymczasowym. Ten czas to trzy miesiące, przeznaczone na adaptację i usamodzielnienie, w czym my chcemy i będziemy pomagać. W tym duchu zaczęliśmy indywidualnie rozmawiać z mieszkańcami. A oni, dzięki wyznaczonemu okresowi, zaczęli się bardziej motywować do działania. Indywidualne rozmowy, budowane relacje sprawiają, że mieszkańcy swobodniej wyjaśniają nam swoją sytuację, a my możemy lepiej zrozumieć ich ograniczenia. Najczęściej mówią nam o swoich lękach. Okazało się, że najbardziej obawiają się bariery językowej, braku pieniędzy i wysokich opłat za wynajmowane mieszkanie – relacjonuje. – W przypadku dzieci dodatkowym obciążeniem jest też konieczność kolejnej zmiany szkoły w momencie, gdy dopiero co zaadaptowały się w nowym miejscu – dodaje s. Oliwia, która mieszka w tym samym budynku i razem z pracownikami reaguje na bieżące potrzeby. Kilka miesięcy bardziej wymagających zasad, z jednoczesnymi indywidualnymi rozmowami, pomogło zacieśnić relacje.
– Mieszkańcy zaczęli się mobilizować, sami przychodzą i mówią, na jakim są etapie, co udało się załatwić, czego jeszcze im brakuje. Nigdy wcześniej nie pracowaliśmy z uchodźcami i dla nas jest to bardzo ważne doświadczenie, że to działa, choć od początku czuliśmy, że nasza pomoc nie może polegać na trwającym w nieskończoność ofiarowaniu schronienia i wyżywienia – zaznacza ks. Dyduch. W ten sposób w systemie rotacyjnym dom otwarty jest na nowe osoby, które przyjmowane są w miarę zwalniania się miejsc. – My nikogo nie wyrzucamy, ale chcemy, żeby te osoby przejmowały za siebie odpowiedzialność. Gdy są trudności, rozmawiamy, a gdy zachodzi taka potrzeba, przedłużamy pobyt. Obecnie jest u nas ojciec z synem, który ma wadę serca. Czekają na operację, której termin już dwa razy odroczono. I nie ma problemu, mogą u nas dalej zostać, a to niejedyna sytuacja, która potrzebuje indywidualnego podejścia – wyjaśnia moderator.
Życie mimo wojny
Oprócz czwartkowego wieczornego Różańca raz w miesiącu w domowej kaplicy odbywa się Eucharystia, na którą zapraszani są mieszkańcy i dobroczyńcy. Najbliższa – 11 lutego, a kolejna 4 marca, w rocznicę przyjęcia pierwszych osób. Mimo własnych potrzeb dom dołączył do trzech transportów humanitarnych, które organizowała Diakonia Misyjna Archidiecezji Katowickiej, oraz przekazał dary do jednej z parafii żytomierskich i na front w okolice Chersonia, by wesprzeć walczących tam żołnierzy. Dom Miłosierdzia „Sarepta” jest dla uchodźców i zamierza im służyć tak długo, jak będzie potrzeba, udoskonalając, co się da. Obecnie jedną z najpilniejszych potrzeb jest usunięcie barier architektonicznych dla osób z niepełnosprawnościami, szczególnie na parterze budynku, i dostosowanie łazienek. – Mamy marzenia, żeby działo się tutaj o wiele więcej. Żeby młodzież, która przed wojną znalazła w tym domu swoje miejsce, mogła spotykać się dalej, korzystać z rekolekcji i innych propozycji – mówi ks. Dyduch. Wśród najbliższych planów jest oczywiście kontynuacja formacji oazowej w ramach Ruchu Światło–Życie. •
Działalność Domu Miłosierdzia „Sarepta” można wesprzeć wpłatą na subkonto Diakonii Ruchu Światło–Życie Diecezji Głiwickiej: 84 1240 4849 1111 0011 1148 8169. Z dopiskiem UKRAINA.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się