Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Trzy miesiące po pożarze

Ciągle pamiętają poranek 24 września, kiedy w ogniu stanęło jedno skrzydło szkoły. Dziś można powiedzieć, że mają za sobą trudny egzamin.

Na szczęście w pożarze nikt nie ucierpiał, ale straty są wielkie. Doszczętnie spalił się dach, a w wyniku akcji gaśniczej zalane zostały wszystkie kondygnacje budynku Zespołu Szkół im. św. Edyty Stein KSW w Lublińcu. Żeby przywrócić zajęcia lekcyjne, nauczyciele i rodzice wykonali ogrom pracy, najpierw przy porządkowaniu, a następnie utworzeniu sal lekcyjnych. Wiele z nich rodzice na własny koszt pomalowali i wyłożyli podłogi panelami.

Wsparcie okazały też Wojska Obrony Terytorialnej. Po tygodniu uczniowie wrócili do klas. W części szkoły, która nie została spalona, wygospodarowane zostały sale lekcyjne. Przerobiono na nie wszystkie możliwe pomieszczenia – gabinet dyrektora, świetlicę, aulę. Część klas uczy się w salach katechetycznych użyczonych przez oblatów. Najważniejsze, że zostaliśmy na miejscu – Zmieściliśmy się, ale jest nam ciężko, bo jest bardzo ciasno. Tak naprawdę zagospodarowaliśmy każde pomieszczenie i porozmieszczaliśmy w nich wszystkie rzeczy, które udało się uratować z pożaru. Cieszymy się, że nie musieliśmy szukać nowej lokalizacji, że zostaliśmy w tym miejscu, bo jesteśmy z nim bardzo związani. I że nie rozdzieliliśmy młodzieży na różne budynki – mówi dyrektor szkoły Joanna Kierach.

Obecnie, kiedy młodzież uczy się zdalnie, w szkole funkcjonuje tylko świetlica dla dzieci, których rodzice są na pierwszej linii walki z koronawirusem. Przychodzą też uczniowie, którzy potrzebują dodatkowego wsparcia, i ósmoklasiści na konsultacje. Mają za sobą bardzo ciężki czas, który można nazwać prawdziwym egzaminem. Kolejnym trudnym doświadczeniem była śmierć założyciela i dyrektora szkoły Dariusza Przyłasa. – Straciłam nie tylko przełożonego, ale przede wszystkim przyjaciela. Osobę, z którą współpracowałam od 16 lat. To bardzo trudne. Ten czas nauczył mnie pokory, ale też pomógł mi zdobyć nowe umiejętności współpracy z różnymi instytucjami, które okazały się nam bardzo życzliwe. Mam też świetną kadrę pedagogiczną. To są wspaniali ludzie, którzy cały czas byli w szkole w tym najgorszym momencie – podkreśla dyrektorka. – Mimo tych trudności nadal jesteśmy, odbudowujemy się, rozwijamy skrzydła. Dzięki życzliwości całego otoczenia nie poddajemy się i działamy. Dzieło, które stworzył Dariusz Przyłas, będziemy kontynuować – dodaje.

Zaraz po pożarze rozpoczęły się akcje pomocy dla lublinieckiej szkoły. – Wszystkie pieniądze ze zrzutki i licytacji znajdują się na koncie Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców i czekają na odbudowę szkoły. Kiedy dostaniemy gotowy budynek, naszym zadaniem będzie wyposażenie go – mówi dyrektorka. W pożarze stracili 13 w pełni wyposażonych sal – stworzoną 2 lata temu nowoczesną pracownię chemiczną, a także fizyczną, geograficzną i biologiczną. Przypadło też wyposażenie całej sali gimnastycznej, jadalni i szatni. To wszystko trzeba odtworzyć. Joanna Kierach ocenia, że zebrane środki to około 20 proc. potrzebnej kwoty. Nadal można przekazywać pieniądze na ten cel na konto KSW, które jest organem prowadzącym placówkę. Remont czy budowa? Natomiast remont i odbudowa budynku spoczywają na Prowincji Misjonarzy Oblatów, która jest jego właścicielem. Czas oczekiwania i brak widocznych działań w miejscu pożaru budzi pytania i frustracje. – Mamy zapewnienia prowincji, że chce, aby szkoła tu dalej istniała, wszyscy jesteśmy zatroskani upływającym czasem – podkreśla dyrektorka.

– W tym momencie jesteśmy na etapie pokonywania trudności proceduralnych. Cała dokumentacja jest już złożona, obecnie czekamy na decyzję wojewódzkiego konserwatora zabytków, która będzie dla nas wiążąca. Dopóki jej nie mamy, nie wiemy, w jakim kierunku pójdziemy z pracami. Jesteśmy trochę między młotem a kowadłem. Pojawiają się zarzuty, że nic tu nie robimy, ale mamy związane ręce, bo jesteśmy ograniczeni różnymi ścieżkami proceduralnymi. Naruszona została konstrukcja budynku, która jest teraz niestabilna, dlatego położenie jakiegoś tymczasowego dachu wiązałoby się z dodatkowymi ekspertyzami – wyjaśnia o. Paweł Gomulak OMI, koordynator medialny Prowincji Misjonarzy Oblatów. Podkreśla, że trudno dziś przesądzić, czy budynek zostanie wyremontowany, czy też zburzony i wybudowany na nowo. Tymczasem na kolejny rok szkolny oblaci wygospodarują dla placówki dodatkowe pomieszczenia należące do klasztoru.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy