Stojąc w tym miejscu, chcielibyśmy Ci podziękować za dwa kadry z Twojego życia – napisał jeden z parafian tuż po pogrzebie śp. Józefa Wloki, niestrudzonego kościelnego i szafarza Komunii świętej.
Zamieszczamy wpis Ryszarda Palucha z rady parafii św. Anny w Zabrzu, który zamieścił na swoim profilu FB.
In memoriam Pana Józefa Wloki (1950-2019)
Panie Józefie! Stojąc w tym miejscu, chcielibyśmy Ci podziękować za dwa kadry z Twojego życia. W czasach, w których stosunkowo łatwo zmieniamy adresy zamieszkania i często mamy problemy ze wskazaniem swoich korzeni – a co za tym idzie tożsamości – Twoje życie było opowieścią o kościele jako domu, czyli takim miejscu, w którym zawsze czeka na nas kochająca nas osoba. Z historii Twojego życia wiemy, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. I ze wzajemnością.
Dałeś świadectwo o żywym Kościele, którego karty kroniki równolegle są pisane ze scenariuszami naszych historii – parafian św. Anny. Wielu z nas witałeś przy chrzcie (dbając, żeby woda święcona była odpowiednio podgrzana), towarzyszyłeś w uroczystej chwili I Komunii, później bierzmowania czy ślubu, wreszcie wielu odprowadzałeś na miejsce wiecznego spoczynku.
Każdy z nas inaczej Cię zapamięta: kiedy prowadziłeś procesję Bożego Ciała, kiedy czyściłeś zakurzone gzymsy naszej świątyni, kiedy w wyobraźni usłyszymy Twój silny głos, który był w stanie poruszyć postaci uwiecznione na witrażach, albo jak z Panem Jezusem szedłeś do chorego.
Każdą chwilą swojego życia zaświadczyłeś, że Kościół jest jak dom, w którym jest się u siebie i nawet – jeśli drogi życia czasem się pokrzyżują – to jest do czego wrócić, usiąść w ławce, zatrzymać się i powspominać lata swojego dzieciństwa. Regułą jest, że częścią tych wspomnień będzie Twoja osoba. Byłeś prawdziwym gospodarzem tego domu i razem z Psalmistą możemy tu powtórzyć: "gorliwość o dom Twój mnie pożera" (Ps 69,10). Warto podkreślić, że w św. Annie byłeś "zatrudniony" na etacie piękna. Twoja troska o najmniejsze szczegóły liturgii była w służbie prawdziwego Piękna, którego dziś tak bardzo nam brakuje. Z każdym dniem spalałeś się dla tej służby – ale, zwróćmy uwagę, że to nie była wymuszona strata, to była Twoja ofiara, oddanie swojego życia. Uczestnicząc codziennie w Najświętszej Ofierze dałeś nam przykład, jak samu stawać się ofiarą…
Symbolem Twojego życia duchowego może być klęcznik, różaniec – milczący świadkowie Twojej więzi z Panem Jezusem. O tej przyjaźni powiemy, że była niezwykle prosta, pełna szacunku do tradycji, a jej drugie imię to wierność i wytrwałość. Pokazałeś, że życie duchowe jest procesem, jest dla długodystansowców. W tym kontekście znakiem wiarygodności Twojego powołania były spędzone tu lata; zawsze, jak wchodziło się do Anny, można było – oprócz Pana Jezusa – spotkać Pana Józefa. Niczym Eliasz za młodu rozpaliłeś się "żarliwością się o chwałę Pana, Boga Zastępów (…)" (1 Krl 19,10) i ten żar w Tobie płonął całe życie. On też przysporzył Ci ogromny autorytet, który ogromnie sobie ceniliśmy i odnosiliśmy się do niego z szacunkiem, zresztą, często zeń korzystając – zawsze mogliśmy liczyć na życzliwość i pomoc pana Wloki. Kiedy świętowaliśmy 50-lecie Twojej posługi, nieco zakłopotany słuchałeś słów św. Pawła: "zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie" (Flp 3,13-14).
Dziś bieg Twojej ziemskiej pielgrzymki zakończył się, ufamy, że odebrałeś wieniec sprawiedliwości z rąk Tego, któremu całe życie pokornie i pięknie służyłeś.
Dziękujemy…
Ryszard Paluch