Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Najważniejszy spokój

– Przekazuję dziś coś, co ma bardzo wysoki poziom dzięki zaangażowaniu wielu ludzi – mówi ks. Bernard Plucik, kierownik Gliwickiej Diecezjalnej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę.

Mira Fiutak: Od 20 lat pełni Ksiądz funkcję kierownika pielgrzymki. Podczas tegorocznej pątnicy dowiedzieli się, że było tak po raz ostatni.

Ks. Bernard Plucik: Rzeczywiście poprosiłem księdza biskupa o możliwość zmiany. Szczerze mówiąc, zrobiłem to już w ubiegłym roku, ale ksiądz biskup prosił, żebym poprowadził jeszcze 25. jubileuszową pielgrzymkę. Obecna była dwudziestą, którą kierowałem, i myślę, że wystarczy. Nie dlatego, że nie chcę, ale mam za dużo obowiązków. Uważam, że teraz powinni przejąć to młodsi. Pielgrzymi pytali, czy nie jest mi żal. Jasne, że jest, ale przecież nie o to chodzi. Jest taki moment, że trzeba powiedzieć: to jest pora, żeby ktoś mnie zastąpił. Tak jak ja kiedyś zastąpiłem moich poprzedników: ks. Zygmunta Perfeckiego i ks. Henryka Bardosza. Argumentem za oddaniem tej odpowiedzialności było na pewno też to, że coraz mniej szedłem w pielgrzymce, więcej odcinków przejeżdżałem samochodem. Będąc proboszczem w katedrze, coraz rzadziej mogłem też uczestniczyć w ogólnopolskich spotkaniach przewodników pielgrzymek (zwłaszcza teraz, kiedy trwa renowacja elewacji naszej katedry).

Pamięta Ksiądz tę pierwszą poprowadzoną pielgrzymkę?

Pewnie. Spadło to na mnie trochę niespodziewanie. Biskup Jan Wieczorek spotkał mnie w kurii i zaproponował, żebym przygotował najbliższą pielgrzymkę. A było to około Wielkanocy, więc czasu zostało bardzo mało. Powiem tylko, że naprawdę było trudno. Miałem pomysł na pielgrzymkę, ale nie miałem ludzi.

Jak zmieniała się pielgrzymka przez te lata?

20 lat temu były zupełnie inne potrzeby, ale też i inne możliwości. Za sprawy medyczne odpowiadała, dziś już świętej pamięci, Hania, która była na ostatnim roku medycyny. Teraz są to karetki Pogotowia MAWO-MED pana Jarka i ESKULAP pana Tomka z ratownikami i zespołem medycznym – początkowo pod kierunkiem pani dr Aleksandry, a teraz pani dr Barbary, z pielęgniarkami Basią, Małgosią i Hanią. I dobrze, bo tego wymagają przepisy. W tym roku na pielgrzymce mieliśmy dwa przypadki zapalenia wyrostka. We wcześniejszych latach jedna pani z pielgrzymki została odwieziona prosto na porodówkę, a inny pątnik z rozległym zawałem trafił do szpitala. Gdyby nie było wtedy profesjonalnego pogotowia, mogłoby się to źle skończyć. Od samego początku była ekologia, czyli grupa porządkowa. Wtedy odpowiadali za nią Beniu i Mariusz, dzisiaj to już mężowie i ojcowie; teraz ich synowie zajmują się wszystkim. Był też słynny biały fiat, nazywany „kanciokiem”, samochód mojego taty. Trzeba było sobie jakoś radzić! Przez tych 20 lat organizacyjnie pielgrzymka bardzo się rozwinęła. Zawiązało się na niej wiele przyjaźni, a nawet małżeństw. Ilu jest cichych dobrodziejów – księża proboszczowie miejscowości, przez które przechodzi pielgrzymka, dyrekcje szkół z personelem i parafianie goszczący pielgrzymów. Jest tego wszystkiego sporo... Przekazuję dziś coś, co ma bardzo wysoki poziom dzięki zaangażowaniu wielu ludzi. Na początku trzeba było samemu robić prawie wszystko.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy