Maszyna rozbiła się na polu w Domecku. Dwie osoby zginęły na miejscu. Już wiadomo, kto to.
Prywatnym śmigłowcem leciały trzy osoby. Dwie zginęły, trzecia była reanimowana na miejscu, a następnie została przewieziona do szpitala.
– Wiadomo już, że osoby, które uczestniczyły w katastrofie lotniczej są spokrewnione. Ci którzy zginęli to ojciec (57 lat) i syn (31 lat) – potwierdza Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Drugi, 21-letni syn nadal pozostaje w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym. Szczątki maszyny zostały zabezpieczone, przesłuchano już też świadków.
***
Helikopter spadł na ziemię w środę (11 lipca) po godz. 9.30, kilkadziesiąt metrów od drogi powiatowej Opole–Prószków, niedaleko wiejskich zabudowań.
Na szczęście po zderzeniu maszyny z ziemią nie doszło do pożaru. Na miejscu pracuje osiem zastępów straży pożarnej, był też śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Co najmniej dwaj pasażerowie helikoptera, który rozbił się na polu pod Domeckiem (gm. Komprachcice) to mieszkańcy powiatu lublinieckiego. Lecieli z Koszęcina do Ziębic (woj. dolnośląskie).
Jeden z zabitych to 57-latek, tożsamość drugiej ofiary jeszcze jest ustalana. 21-latek - trzecia z osób - trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu.
Śmigłowiec, którym lecieli, to Robinson R44, z sześciocylindrowym silnikiem. Dziewięciometrowa maszyna mogła latać z prędkością ok 200 km/h (max do 240km/h).
Z relacji świadków wynika, że przed katastrofą helikopter kołował nad zabudowaniami i polem, jakby szukając miejsca do lądowania. Gdyby spadł na któryś z pobliskich domów, ofiar mogłoby być jeszcze więcej.
Przyczyny zdarzenia wyjaśniają policja, prokurator oraz Komisja Badania Wypadków Lotniczych - jej raport powinien pojawić się w ciągu najbliższych 30 dni.