Bp A. Iwanecki: 11 mężczyzn chce wygrać, mają na to 90 minut. My też mamy określony czas naszego życia, chcemy je dobrze wykorzystać.
Mszy św. przewodniczył pomocniczy biskup gliwicki Andrzej Iwanecki, ale koncelebrowali ją też inni biskupi Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Takie mundialowe porównanie padło podczas tegorocznej pielgrzymki mężczyzn na Górę św. Anny. Zapadło w pamięć wielu, zwłaszcza kibicom.
– Jest taki dzień w diecezji gliwickiej i opolskiej, kiedy na Górę Świętej Anny przybywają mężczyźni i młodzieńcy, by tu na nowo odnaleźć siły i moc, by być tymi, którzy wiernie trwają przy Chrystusie, by dobrze opiekować się tymi, których im Pan Bóg powierzył. Drodzy mężowie, ojcowie, dziadkowie – na was spoczywa odpowiedzialność, by przekazać tę naszą tradycję, wiarę i bronić jej – usłyszało kilka tysięcy mężczyzn zgromadzonych w grocie lurdzkiej.
Pielgrzymka rozpoczęła się już w sobotę wieczorem, jednak jej kulminacją była niedzielna Msza św., której przewodniczył biskup gliwicki Andrzej Iwanecki. Współcelebrowali ją bp Antoni Reimann z Boliwii, bp Jan Wieczorek, emerytowany ordynariusz gliwicki, który w tym roku obchodzi 60 lat święceń kapłańskich oraz pomocniczy biskupi opolscy Paweł Stobrawa i Rudolf Pierskała.
Bp Andrzej Iwanecki podkreślał wspólne cechy św. Anny i św. Jana Chrzciciela (którego uroczystość narodzenia przypada w tym dniu), mówił o bliskości z Bogiem, stawianiu Go na pierwszym miejscu, realizowaniu swojego powołania, odwadze, pokorze, podkreślał rolę wychowania.
Mimo deszczu grota zapełniła się mężczyznami Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Ale zakończył piłkarskim porównaniem: - Dziś gra nasza reprezentacja – 11 mężczyzn chce wygrać, mają na to 90 minut plus parę doliczonych. Podobnie jest z naszym życiem, my też mamy określony czas naszego życia, chcemy je dobrze wykorzystać. Nie chodzi tu o wygranie jednego meczu, ale czegoś większego – o wygranie całego swojego życia a także o takie życie, żeby było ono zdobywaniem zbawienia dla siebie samego, ale również wskazywania innym drogi do niego.
Poranną i popołudniową konferencję wygłosił ks. Józef Kusche z Zabrza, przypominając czym a raczej kim jest Kościół. Pielgrzymkę zakończyło nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Śląscy mężczyźni nie wystraszyli się chmur i deszczu, który padał zresztą jedynie przez część Eucharystii. Przybyli z obu diecezji, z różnych parafii, a nawet z Teksasu. Jedni samochodami, autokarami, ale też na rowerach czy pieszo.
– Przyjechaliśmy razem ze szwagrem i jego synkiem. Tak pielgrzymujemy już od paru lat, zwykle na motorach, ale że pogoda nie dopisała, tym razem autem. Warto tu przyjechać, za tydzień znów tu będziemy na pielgrzymce dzieci. My też nauczyliśmy się pielgrzymować tu z rodzicami, z parafią – mówią Paweł Sosna oraz Robert Mandel z dziesięcioletnim Jakubem z Sośnicowic.
– Na Górę św. Anny wybraliśmy się trzeci raz, mamy do niej sentyment, jeździmy też razem na pielgrzymkę mężczyzn do Piekar. Jesteśmy krewnymi: ojciec, teść, kuzyn... Jest tu miejsce na podziękowanie, prośby, przeproszenie, a sama droga to nie tylko pielgrzymka ale i fajna wyprawa, jest czas na pobycie razem, zżycie się – podkreślają Szymon Sobel, Roman Nowakowski i Adam Wolnik którzy dotarli z Tarnowskich Gór na rowerach.
Oto jedna z rodzinno-koleżeńskich grup - panowie dotarli tym razem na rowerach spod Strzelec Opolskich. A w przerwie między Mszą św. a nabożeństwem trzeba się posilić, pogadać... Karina Grrytz-Jurkowska /Foto Gość Niepokój odnośnie frekwencji – bo to i mundial i pogoda niepewna, okazał się niepotrzebny.
– Tradycja pielgrzymowania tutaj jest w obu diecezjach bardzo żywa od pokoleń, stąd prowadzi ją raz jedna raz druga diecezja, obecni biskupi z obu. Tym różni się pielgrzymka od majówki, że jak pada deszcz to nie uciekamy. Najgorliwsi pielgrzymi przyjechali już wczoraj, ale wielu dotarło z rodzinami, znajomymi dzisiaj. Jak człowiek posłucha tego męskiego śpiewu, zwłaszcza w bazylice, to wie na czym polega specyfika tej pielgrzymki. Dobrze że ona nas gromadzi, pokazuje, że mężczyźni są w Kościele, w domach, że potrafią się wyspowiadać, pomodlić, powiedzieć najpierw „moja wina” a potem „Ciebie Boże wielbimy” – podsumowuje ks. Andrzej Pytlik z parafii Marii Magdaleny z Kuźni Raciborskiej.