Ponad 200 tys. złotych – tyle udało się wyłudzić oszustom od jednej osoby na Śląsku. Ich łupem padają też znacznie mniejsze kwoty – po kilkaset złotych.
Zobowiązuję się do współpracy z policją oraz do zachowania tego w tajemnicy pod groźbą kary – takie ślubowanie może być jednym z elementów budowania „legendy”, czyli historii, która uwiarygodnia oszustów wyłudzających pieniądze. Metody „na wnuczka” czy „na policjanta” cały czas ewoluują. Jedno pozostaje niezmienne – wciąż są osoby, które dają się oszukać.
Tysiąc telefonów dziennie
Dzisiaj na mój telefon stacjonarny zadzwonił mężczyzna. Przedstawił się jako komisarz Krzysztof Kędzior, podał swój numer identyfikacyjny. (…) Odpowiedział, że aresztowali grupę przestępczą w banku i podczas rewizji znaleźli dużo dowodów osobistych, między innymi mój. Nigdy nie skradziono mi dowodu, mam go cały czas przy sobie. (…) Powiedział, że ktoś chciał w innym banku na mój dowód wziąć kredyt. Zapytał mnie, gdzie mam konto, więc mu odpowiedziałam. (…) Zapytał, ile mam pieniędzy w banku, więc mu odpowiedziałam, że 13 tys. zł. Chciał numer mojego telefonu. (…) Kazał mi iść do banku i wypłacić wszystko. (…) Wcześniej przez telefon usłyszałam, żebym nie dotykała pieniędzy. Pracownica banku spakowała je do dużej, białej koperty. Kopertę schowałam do torebki i poszłam do kwietnika stojącego na wprost. Ten mężczyzna kazał mi się tam udać, nie wiem dlaczego. Cały czas byłam z nim na telefonie. (…) Rozmowę prowadziłam od wyjścia z domu, (…) kazał mi położyć telefon w otwartej torebce. (…) Kazał mi położyć kopertę do kwietnika i wrócić z powrotem do banku. (…) Postałam chwilę przy banku i postanowiłam, że pójdę do domu. W domu zadzwoniłam ze stacjonarnego na numer 997 i poprosiłam tego pana, który do mnie wcześniej zadzwonił. (…) Wtedy zorientowałam się, że mnie nabrali – Niebezpieczeństwo tego typu procederu tkwi w metodyczności działania przestępców – wyjaśnia komisarz Marcin Budzich, zastępca naczelnika wydziału prewencji Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
– Działają zwykle w dwu-, trzyosobowych grupach. Każdego dnia wykonują setki, jeśli nie tysiące połączeń telefonicznych. Typują osoby, które mają staromodne imiona: Gerturda, Wanda, Kazimierz czy Stanisław. Kluczowe są pierwsze sekundy rozmowy. Jestem przekonany, że oni w ciągu nie więcej niż pół minuty rozmowy są w stanie określić, czy trafili na podatny grunt. W metodzie „na policjanta” wszystko z reguły zaczyna się od krótkiego pytania: „Czy wypłacał pan/pani ostatnio pieniądze w banku?” lub: „Dlaczego nie było pani/pana w domu? Był kurier z wezwaniem na policję”. – Chodzi o to, żeby od początku zasiać w rozmówcach poczucie niepewności, nerwowości, które wyeliminować może tylko dalsza rozmowa – wyjaśnia kom. Budzich. Jeżeli rozmówca podejmie dyskusję, oszust najczęściej zachęca do tego, by zweryfikować, że jest prawdziwym policjantem. – Prosi, żeby natychmiast, co ważne – bez odkładania słuchawki – połączyć się z numerem 997 lub 112. Odzywa się wtedy inny oszust, który potwierdza, że wszystko jest w porządku – mówi oficer KMP Katowice. Poszkodowani czasem decydują się na wykonanie przelewu, sądząc, że będzie to bezpieczniejsza forma pomocy w „akcji policji”. W jednym z takich przypadków odnotowanych w Katowicach poszkodowana przerażona informacją, że jej konto bankowe jest zagrożone, podała mężczyźnie swój login i hasło. Sprawca, podający się za oficera policji, samodzielnie dokonał przelewów na kwotę ponad 200 tys. złotych.
Wszystko musi być nagrane
Brak oszczędności w banku wcale nie musi oznaczać naszego bezpieczeństwa. Czasem przestępcom wystarczy po prostu zdolność kredytowa. Zadzwoniła do mnie osoba podająca się za Krzysztofa Dziewulskiego. (…) Ten mężczyzna powiedział, że rozpracowują szajkę wyłudzającą kredyty. Spytał, czy mam jakiś kredyt. Odpowiedziałam, że spłacam raty za robota kuchennego. (…) Kazał mi przygotować dowód osobisty, decyzję emerytalną i paski z emerytury. (…) Powiedział, żebym poszła do banku, w którym spłacam raty. Byłam cały czas na linii z tym mężczyzną. W trakcie drogi on poinstruował mnie, żebym wzięła kredyt w wysokości 30 tys. zł. Wszystko miało być na dzisiaj. Podczas drogi pytał mnie, jak mam daleko do banku i gdzie w danej chwili jestem. (…) Dosyć długo załatwiałam całą procedurę kredytową. Kiedy wyszłam z banku, Krzysztof Dziewulski kazał mi iść wzdłuż ul. X i powiedział, że podejdzie do mnie mężczyzna, któremu na hasło: kurier mam przekazać pieniądze. Kluczowym elementem wszystkich historii jest telefon komórkowy. Każdy naciągacz pozostaje w stałym kontakcie ze swoją ofiarą. Nie pozwala jej się rozłączyć i każe schować telefon tak, żeby móc wszystko słyszeć. – Oszuści zabezpieczają się w ten sposób przed wpadką. Wiedzą, czy np. kasjerka w banku za bardzo nie wypytuje, na co taka gotówka. Kontrolują też trasę ofiary i to, z kim się kontaktuje. Dają gotowe odpowiedzi, które mają chronić przed wpadką, np. że gotówka jest potrzebna dla robotników, którzy czekają w domu. Cały czas oszust podkreśla, żeby z nikim za bardzo nie dyskutować. Przypomina, że personel banku jest w zmowie z szajką złodziei.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się