Adriana i Grzegorz Machoniowie o Domowym Kościele, rodzinnej gałęzi Ruchu Światło-Życie, korzyści stałej formacji i szukaniu równowagi w życiu.
Klaudia Cwołek: W Tarnowskich Górach jest 31 kręgów Domowego Kościoła, czyli prawie połowa z całej diecezji. Czy to wpływ ks. Franciszka Blachnickiego, który z tym miastem był związany?
Adriana i Grzegorz Machoniowie: Założyciel Ruchu Światło–Życie wywodzi się z Tarnowskich Gór i tutaj rozpoczął to dzieło. Pierwsza oaza dla ministrantów odbyła się w pobliskiej Bibieli w 1954 roku. Nasi księża moderatorzy przekonują nas, że to jest miejsce naznaczone intensywną modlitwą. Bp Adam Wodarczyk, postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Blachnickiego, który przyjeżdżał na prowadzoną przez nas ewangelizację, również to podkreślał.
Ile małżeństw spotyka się w tych kręgach?
W każdym jest średnio pięć par. W całym rejonie tarnogórskim do Domowego Kościoła należy ponad 140 małżeństw.
To spora grupa, która na co dzień żyje w dość wymagającym rytmie. Do czego się zobowiązujecie?
Małżonkowie w Domowym Kościele przyjmują siedem zobowiązań, które sukcesywnie, nie od razu, wprowadzają w swoje życie. Jest w tym codzienna modlitwa osobista, zwana namiotem spotkania, modlitwa małżonków i modlitwa rodzinna, czytanie słowa Bożego. Raz w miesiącu spotykamy się w kręgu z innymi małżeństwami i raz w miesiącu jesteśmy zobowiązani do dialogu małżeńskiego, kiedy przed Bogiem zastanawiamy się nad relacją między nami i w naszej rodzinie. Choć odbywa się on raz w miesiącu, to o niego jest często najtrudniej. Walczymy o to, żeby wszystko wiernie wypełniać, bo to ułatwia nam życie w małżeństwie i w rodzinie. Jednym z zobowiązań jest też obecność raz w roku na rekolekcjach wyjazdowych, organizowanych przez Domowy Kościół. My dwa razy w roku wyjeżdżamy także na weekendowe oazy modlitwy, o których mówimy, że to nasza praktyka oddychania. Rekolekcje raz w roku, bez zaczerpnięcia powietrza po drodze, to byłoby za mało. Z Panem Bogiem trzeba być cały czas.
Czy da się to pogodzić z codziennymi obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi?
Wiemy z doświadczenia, że Pan Bóg pomnaża czas. W Domowym Kościele mamy takie małżeństwo, które mówiło, że dla nich to jest niemożliwe, że nie są w stanie w to wejść, bo firma, bo praca w szkole… A teraz uczestniczą w formacji i sami jeszcze służą w czasie seminariów i ewangelizacji. Jeśli coś daje się Bogu z miłością, to On to pomnaża.
Cały wywiad w Gościu Gliwickim na 10 września i w e-wydaniu.