Georges Dakkak jest uchodźcą z Syrii. Nie macie już ochoty dalej czytać? To nie jest historia jego dramatycznej ucieczki do Europy.
Pan Bóg nie chce tego zła, ale je dopuszcza, ponieważ nawet przez takie cierpienia chce nas doprowadzić do siebie. Skoro nie chcieliśmy przyjść do Niego po dobroci… – mówił Georges Dakkak podczas rekolekcji „Jezus żyje!” organizowanych przez wspólnoty diecezji gliwickiej. To zło – to oczywiście trwająca już siódmy rok wojna w jego kraju. – Dopiero teraz zaczynamy rozumieć, co znaczy być Kościołem, i to Kościołem prześladowanym. Kościół w Syrii się budzi. I dopiero tu zaczyna się nadzieja. W morzu zniszczenia i popiołów zaczynamy czuć się prawdziwymi chrześcijanami – mówił Dakkak, jeden z liderów wspólnoty „Jezus jest światłem świata” w Ludwigsburgu. To wspólnota chrześcijan języka arabskiego. Na rekolekcje „Jezus żyje!” na Górze Świętej Anny przyjechał dzięki trwającej od lat współpracy wspólnot diecezji gliwickiej z „Open Doors”, światową organizacją działającą na rzecz prześladowanych chrześcijan. – Znam człowieka, który był bardzo bogaty i z dnia na dzień stracił wszystko. Ale teraz mówi, że to nie jest dla niego strata, ponieważ zyskał Chrystusa – opowiadał syryjski chrześcijanin uczestnikom rekolekcji.
Noc pod krzyżem
Georges Dakkak opowiedział swoją osobistą historię. Kiedy miał 9 lat, jego tata zachorował na stwardnienie rozsiane i chłopak musiał zacząć zarabiać na rodzinę. Jego starszy brat jest niepełnosprawny, siostra – młodsza. Opowiadał, że w czasie wakacji pracował po kilkanaście godzin dziennie. Kiedy skończył IX klasę, musiał całkowicie oddać się pracy. – Pracowałem po 14 godzin, w piwnicy, bez światła słonecznego. Czułem, że moje życie, ledwie nastolatka, już jest zmarnowane. To złamało moją relację z Chrystusem – przyznawał. Ponieważ ma talent muzyczny, grywał w kościele, a nawet kierował chórem kościelnym. – Ale Jezus mnie w ogóle nie obchodził. Nie zastanawiałem się, co chce mi powiedzieć – mówił Georges Dakkak. Dopiero na obozie chrześcijańskiej młodzieży jedna z dziewcząt rozbudziła jego zainteresowanie wiarą. Zaprosiła go do kościoła, w którym byli także chrześcijanie nawróceni z islamu. – Był tam człowiek, na którego wydano wyrok śmierci za przejście na chrześcijaństwo. Innego rodzina się wyrzekła i wyrzuciła z domu. A jednak nie poddali się, nie zaparli się Chrystusa. Z ust nawróconych muzułmanów usłyszałem słowa, które wytrąciły mnie z równowagi – opowiadał Syryjczyk. Po raz pierwszy od lat zaczął mówić do Jezusa, zadawać pytania. Wiele czasu spędzał w kościele na samotnej modlitwie. Pewnej nocy uklęknął pod krzyżem. – Przez trzy godziny płakałem i pokutowałem, wypowiedziałem cały swój ból. To był przełom. Czułem się odrodzony. Od tego czasu świadczę o Chrystusie w Syrii, w Libanie, a od trzech lat w Niemczech – mówił.
Ucisk przyjdzie na was
Do sali modlitw wspólnoty „Jezus jest światłem świata” w Ludwigsburgu przychodzą także muzułmańscy uchodźcy mieszkający w Niemczech. – Kierujemy swoją działalność do chrześcijan mówiących po arabsku. Prowadzimy też kampanię siania dobrego słowa do muzułmanów. Jeździmy ponadto po wszystkich landach i głosimy Chrystusa w języku arabskim. Są również inne wspólnoty, które to robią. Wielu z muzułmanów, którzy przychodzą do nas, nawraca się. Dokładnie tak jak św. Paweł. Wcześniej prześladowali chrześcijan w Syrii, a teraz stają się naszymi braćmi.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się