- Nazywamy to zdjęcie naszym paszportem do świata, bo dzięki niemu zostaliśmy zaproszeni do ponad 15 krajów - mówił Michael Fenelon ze Stanów Zjednoczonych.
Razem z żoną Margaret przyjechali do Polski i dzielą się swoim doświadczeniem wzrastania w Milwaukee przy boku o. Józefa Kentenicha, założyciela Ruchu Szensztackiego, z którym związali się na stałe. Na zdjęciu, zrobionym w 1963 roku, są właśnie ojciec założyciel, dziś już sługa Boży, i 8-letni Michael. Wczoraj w Zabrzu-Rokitnicy dorosły Michael opowiedział historię tej fotografii.
– Przez wiele lat nie wiedzieliśmy nawet, że takie zdjęcie istnieje – mówił. Było znane i bardzo popularne w Ameryce Południowej i Europie, ale do niego nie dotarło. Aż któregoś roku jego rodzice uczestniczyli w rekolekcjach dla członków Instytutu Rodzin, na które przyjechał ojciec szensztacki z Niemiec. Miał to zdjęcie i postawił je przed całą salą. Jego mama, jak je zobaczyła, powiedziała: „A ja znam tego chłopaka”!
Ludzie pytają Michaela Fenelona, czy pamięta tę chwilę, którą uchwycił fotograf, o czym wtedy rozmawiał z ojcem. – I kusi mnie, żeby tu powiedzieć wam fajną historię, ale nie pamiętam tego momentu – przyznaje po latach. Pamięta jednak, że to był wspaniały, słoneczny, majowy dzień. Że były kwiaty, drzewa, trawa, łąka, wszyscy ludzie i ojciec...
– Zawsze mnie to kłopotało, bo nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Przecież są starsi ludzie, którzy mieli więcej kontaktu z ojcem, cóż ma pamiętać 8-latek? Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, co to zdjęcie znaczy dla innych osób. Ale dzięki Bogu były takie momenty w moim życiu, które pozwoliły mi to zrozumieć – mówił.
Jeden taki zdarzył się w Rzymie. Na Zesłanie Ducha Świętego w 1998 roku Jan Paweł II zaprosił przedstawicieli różnych wspólnot i ruchów. Czekając na Ojca Świętego, Michael rozmawiał z młodą kobietą i jej babcią, która reprezentowała Szensztat z Brazylii. Gdy babcia się zorientowała, że to właśnie Michael był chłopcem z tego zdjęcia, zaczęła płakać. Okazało się, że to jest jej ulubione zdjęcie i ona zawsze widziała się na miejscu tego małego chłopca, który idzie z o. Kentenichem. To był jej sposób kontaktowania się z "ojcem", jak go wszyscy w ruchu nazywają.
Wiadomo, że zdjęcie zostało zrobione, gdy Siostry Maryi szukały jakiegoś terenu pod budowę centralnego sanktuarium szensztackiego w Stanach Zjednoczonych. Kilka lat temu jedna z nich opowiedziała Michaelowi, dlaczego o. Kentenich wziął go wtedy za rękę. Ponieważ ziemia, po której chodzili, była bardzo nierówna, ojciec troszeczkę się bał, że może stracić równowagę. Nie chciał jednak trzymać się nikogo dorosłego. – Można naprawdę wiele z tego zdjęcia wyczytać – mówił M. Fenelon. – Nie tylko my potrzebujemy ojca, ale on także nas potrzebuje, żebyśmy byli jego dziećmi.
Więcej o spotkaniu w Gościu Gliwickim na 14 maja.
Michael i Margaret Fenelonowie, członkowie Szensztackiego Instytutu Rodzin z USA, na spotkaniu w Centrum Szensztackim w Zabrzu-Rokitnicy Klaudia Cwołek /Foto Gość