Z wybiegu do klasztoru... Anna Golędzinowska, była modelka "ocalona z piekła", prowadzi rekolekcje dla młodzieży i spotkania. Na pierwsze przyszły tłumy.
Pierwsze spotkanie odbyło się w niedzielny wieczór w kościele pw. Bożego Ciała w Bytomiu-Miechowicach. Przybyły na nie setki osób, w większości spoza parafii.
- Jesteście tu nie dlatego, że wy wybraliście, ale dlatego, że ktoś chciał, żebyście tutaj byli. Tak samo jak ja, bo jestem tylko narzędziem Pana Boga - mówiła na początku spotkania.
Ania - bo tak o sobie mówi - opowiadała historię swojego życia. Zaczęło się od trudnego dzieciństwa w domu, gdzie ojciec zapijał niespełnione marzenia, a matka biła dzieci kablami i kazała im godzinami klęczeć na grochu. Mając 16 lat i zgodę podpisaną przez ciocię i wujka, uciekła do Włoch. Ale tam, zamiast do agencji modelek, trafiła do nocnego klubu. Została tam zgwałcona, a wyrwać się z niego pomógł jej tajemniczy "anioł stróż" - mężczyzna, którego nigdy więcej nie spotkała.
Później zaczęła robić karierę w Mediolanie jako modelka, aktorka i prezenterka telewizyjna. Miała jednego narzeczonego, który powiedział jej, że nie wierzy w miłość, i drugiego - siostrzeńca byłego premiera Włoch Silvia Berlusconiego - który był w niej szalenie zakochany, ale jedyne, co mógł jej dać, to drogie samochody i egzotyczne podróże prywatnym samolotem w każdy weekend.
Ale żeby odnieść sukces w Mediolanie, trzeba brać narkotyki. Bardzo dużo narkotyków. Więc kiedy gasły błyski fleszy i lampy w telewizyjnych studiach, Ania trzęsła się jak liść na wietrze, czasami jedząc w ciągu dnia tylko jedno winogrono, popijane szampanem i prochami.
I kiedy raz wreszcie zasnęła, co nie było u niej częste, po przebudzeniu zobaczyła obok swego łóżka starszego mężczyznę z brodą. Jednak nie była to halucynacja po używkach. Starzec stał ciągle i milcząco kręcił głową, jakby pytał: "Ania, co ty robisz ze swoim życiem?".
Wielkie było jej zdziwienie, kiedy dopiero kilka lat później od sióstr z klasztoru w Medjugorie dostała książkę z wizerunkiem tego samego mężczyzny. To był św. o. Pio.
Do Medjugorie przywiózł ją niedoszły wydawca książki o jej buntowniczym życiu, gdzie niemal zmuszona do wejścia na górę przeżyła nawrócenie. Niedługo potem postanowiła zostawić wszystko, klucze do swojego apartamentu oddała do kościoła z poleceniem, że można zabrać z niego wszystko, co będzie potrzebne.
Za pożyczone pieniądze - bo swoich już nie miała - wróciła do sióstr i przez kilka lat mieszkała z nimi w klasztorze, szorując ubikacje. Ale uważa, że tak naprawdę szorowała swoją duszę ze wszystkich brudów przeszłości.
Dziś Anna Golędzinowska nadal mieszka we Włoszech, ale już nie w klasztorze, lecz ze swoim mężem. Pobrali się trzy lata temu, 25 marca w Dniu Świętości Życia. Wydała kilka książek, m.in. "Ocalona z piekła. Wyznania byłej modelki".
- Nie czuję się ofiarą. Dzisiaj myślę, że wiele razy cierpienie daje szczęście. Bo nie odsuwa nas od Pana Boga, ale nas do Niego przybliża. I to wszystko, co mi się zdarzyło, musiało mi się zdarzyć, żebym mogła stanąć dziś przed wami i powiedzieć, że Pan Bóg istnieje i że można przebaczyć naprawdę wszystko - przekonywała na spotkaniu. Podkreślała, że drogą do oczyszczenia serca jest przebaczenie.
W parafii Bożego Ciała w Miechowicach Anna Golędzinowska będzie głosiła jeszcze rekolekcje dla młodzieży - od 13 do 15 marca o 9.00 i 11.00. W tych dniach poprowadzi też kolejne spotkania - w poniedziałek 13 marca o 19.00 w kościele św. Andrzeja w Zabrzu (ul. Wolności 196) i w środę 15 marca o 19.00 w kościele Chrystusa Króla w Gliwicach (ul. Okrzei 31).