W jej pogrzebie uczestniczyło kilka tysięcy osób – najpierw w Trzebini, gdzie należała do wolontariatu misyjnego, potem w jej rodzinnym Libiążu.
Mszy św. przy trumnie Heleny Kmieć, młodej wolontariuszki misyjnej zamordowanej w Boliwii pod koniec stycznia, przewodniczył 19 lutego kard. Stanisław Dziwisz. Towarzyszyli mu bp Jan Zając (brat dziadka Heleny), pracujący w Boliwii bp Antoni Reimann i prowincjał salwatorianów w Polsce ks. Piotr Filas. Uroczystości pogrzebowe miały charakter państwowy. Szefowa kancelarii premiera Beata Kempa odczytała list premier Beaty Szydło, w którym podkreślała ona m.in., że Helena Kmieć była „symbolem dobra, bezinteresownej pomocy i szczerej miłości bliźniego”, a Wojciech Kolarski z kancelarii Prezydenta RP przekazał rodzinie zmarłej Złoty Krzyż Zasługi, przyznany za poświęcenie w działalności charytatywnej i społecznej oraz za zaangażowanie w pomoc potrzebującym.
Oprawę muzyczną uroczystości zapewniła schola Albertinum gliwickiego Duszpasterstwa Akademickiego wraz z przyjaciółmi i nauczycielami z Państwowej Szkoły Muzycznej w Gliwicach, którą ukończyła Helena. Dyrygowała prof. Krystyna Krzyżanowska-Łoboda, a na organach zagrał Wojciech Różak. Duszpasterze akademiccy z Gliwic przekazali rodzicom Heleny Kmieć list skierowany do nich przez bp. Jana Kopca. Na uroczystości pogrzebowe przyjechało wielu przyjaciół i znajomych z miasta, w którym Helena mieszkała przez ostatnie lata. Ci, którzy nie mogli tam być, uczestniczyli w Mszy św. w jej intencji odprawionej w niedzielę o 20.00 w akademickim kościele św. Michała w Gliwicach. – Ona zawsze chciała więcej i lepiej – powiedział ks. Wojciech Michalczuk, który przewodniczył tej modlitwie. Wolontariusze Światowych Dni Młodzieży, z którymi Helena pracowała w parafialnym komitecie organizacyjnym, służyli informacją i pomagali w kierowaniu tłumem zbierającym się przed kościołem w Libiążu. Co miała w sobie niespełna 26-letnia wolontariuszka, że tak wiele osób chciało się z nią pożegnać? Wystarczy posłuchać, jak mówią o niej przyjaciele i znajomi. – Helenka była wyjątkową, niezwykłą i boską kobietą – zapewnia Ewa Kamińska, która Helenę poznała na Salwatoriańskim Forum Młodych w Dobroszycach. Jak wspomina, ważny był dla niej drugi człowiek – nie tylko potrafiła z każdym porozmawiać, ale też „podejmując codzienne działania, zastanawiała się, co może dać drugiemu”. Być może dlatego „Helenkę lubili wszyscy”, jak stwierdza Justyna Paciorek. – Na samym Facebooku miałyśmy 55 wspólnych znajomych. I od żadnej z tych 55 osób nie usłyszałam złego słowa na jej temat – że kogoś zdenerwowała, uraziła czy że ktoś jej nie lubi! To nie jest tak, że mówię to, bo jej nie ma. Ona taka była. Dobra – podkreśla.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się