Nowy numer 39/2023 Archiwum

Ze Śląska na Księżyc

Dlaczego astronauci strzelali na Srebrnym Globie z moździerza? Po co wzięli tam lustro? Fascynujące odpowiedzi poznamy w nowym seansie Planetarium Śląskiego.

Ten seans nazywa się „Wokół Księżyca”. Narratorem jest w nim aktor, grający autentyczną postać: Michaela Collinsa. To jedyny uczestnik słynnej wyprawy Apollo 11 z 1969 r., który nie wylądował na Srebrnym Globie. W okrążającym go module czekał na powrót swoich kolegów – Neila Armstronga i Buzza Aldrina. Regularnie przelatywał nad niewidoczną z Ziemi stroną Księżyca, a wtedy na 48 minut tracił wszelką łączność radiową z innymi ludźmi.

Wspaniały błękit

– Ten seans pokazuje bezmiar Wszechświata – komentuje Lech Motyka, dyrektor Planetarium Śląskiego. – Okrążając Księżyc, Collins miał wiele czasu na przemyślenia. Z Ziemi widać tylko trochę gwiazd. Po przejściu przez gęste warstwy atmosfery, z orbity okołoziemskiej czy, jeszcze dalej, z okołoksiężycowej, widać ich multum! Widzi się tam też swoją małość – mówi z pasją. Dyrektorowi spodobały się słowa Collinsa o tym, że w kosmos powinni latać politycy. – Zobaczyliby wtedy, że problemy, którymi na Ziemi się podniecają i w które próbują uwikłać całe społeczeństwa, są malutkie w porównaniu z tym, co można dostrzec tam – dodaje. Ogromne wrażenie robił na Michaelu Collinsie widok wschodzącej Ziemi – bo widział wschody naszej planety tak samo, jak my obserwujemy wschody Księżyca. Z tą różnicą, że z jego perspektywy Ziemia była ogromna: cztery razy większa i kilkadziesiąt razy jaśniejsza niż Księżyc oglądany z powierzchni naszej planety. – Ten jej błękit pośród czarnej czeluści Kosmosu przywodzi na myśl życie, przywodzi na myśl człowieka, przywodzi na myśl Stwórcę – zauważa Lech Motyka.

Strzelanie na Księżycu

W 1969 r. astronauci ustawili na Księżycu moździerz i wystrzelili z niego. W czasie seansu w Planetarium Śląskim Michael Collins tłumaczy, dlaczego. Chodziło o to, żeby pocisk, upadając, wzbudził na Księżycu lekkie fale sejsmiczne. Te miały pomóc naukowcom w zorientowaniu się, w jaki sposób jest zbudowane wnętrze Srebrnego Globu. Czy eksperyment się powiódł? Koledzy Collinsa ustawili też na Księżycu lustro, żeby… Nie, może nie zdradzajmy aż tylu ciekawostek z widowiska. Dyrektor Planetarium uważa, że seans „Wokół Księżyca” jest skierowany zwłaszcza do dorosłych i do starszej młodzieży. – To dlatego, że mniej jest w nim „wodotrysków techniczno-akustyczno-obrazowych”… Choć oczywiście są filmy i inne atrakcje – tłumaczy. Mimo tej oceny fachowca, wśród widzów widać też dzieci. Zapewne dla tych z nich, które przejawiają naukową pasję – seans też może być ciekawy.

Dziury w folii

Czy jednak samo Planetarium może jeszcze skutecznie konkurować z naukowymi atrakcjami, które dzisiaj każdy może znaleźć w internecie? Są przecież strony, które na podłączonym do komputera monitorze pozwalają np. szybować nad powierzchnią Księżyca czy Marsa... A może z Planetarium będzie jak z kinami, które przecież wcale nie zniknęły, choć im to wróżono z powodu rozwoju telewizji? Dyrektor przyznaje, że miłośnicy astronomii mają dziś w internecie mnóstwo przydatnych stron. – A jednak jak bardzo ubogi jest obraz widziany na ekranie w porównaniu z tym, co widać rzeczywiście na niebie! – zwraca uwagę. Problem w tym, że dziś nad Śląskiem widać tylko nieliczne ciała niebieskie. Winne są zanieczyszczenie światłem i smog. – Aby zobaczyć rzeczywiście piękne niebo, trzeba jechać w Bieszczady albo na Głodówkę pod Zakopanem – mówi Lech Motyka. – Kto przychodzi na seans do Planetarium, zobaczy to, co widziałby w idealnych warunkach na zewnątrz. Widzi jasność gwiazd i odległości pomiędzy nimi. Do tego dochodzi ruch, więc nie musi czekać siedem godzin, aż np. Księżyc się przesunie – dodaje. W Chorzowie pracuje aparatura z 1955 r. – najstarsza tego typu na świecie, która wciąż działa. W Bochum istnieje identyczna, choć o dziewięć lat młodsza – ale stoi już w holu tamtejszego planetarium jako eksponat muzealny... Planetarium Śląskie też pewnie kiedyś przejdzie na obraz cyfrowy. Zanim to jednak się stanie, warto nacieszyć się tymi kilkoma zaletami, które wciąż ma aparatura tradycyjna. – Dziś także w muzeach dominują elementy cyfrowe: pokaz, pokaz, pokaz... Tymczasem człowiek jest tak skonstruowany, że chce dotknąć. Słowo „dotknąć” może również dotyczyć wzroku. W planetariach z nową aparaturą są już tylko piksele. A w Chorzowie, jakkolwiek byśmy oczy mrużyli, nie zobaczymy pikseli, lecz punkty świetlne, które idealnie nam się kojarzą z rzeczywistym niebem – uważa dyrektor. – Te punkty powstają dzięki temu, że w bardzo, bardzo cienkiej folii miedzianej wycięte są dziureczki. Każda gwiazda w naszym planetarium to światło, które przechodzi przez maleńki otworek. Im jest mniejszy, tym jasność gwiazdy jest mniejsza. Zostało to wykonane z ogromną precyzją – zwraca uwagę.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast