– Właśnie spełniam marzenie mojego pradziadka, żeby następne pokolenie po zesłaniu mieszkało już w Polsce – mówi Waleria z Kazachstanu.
Przed chwilą zakończył się koncert uczniów liceum polonijnego z Warszawy. Zaśpiewali po polsku, ukraińsku i białorusku. A na koniec – kilka mocnych pieśni patriotycznych. Diana, Waleria i Wiktoria w gwarze holu gliwickiego Centrum im. Jana Pawła II opowiadają o ojczyźnie, tęsknocie ich dziadków, o tym, czym dla nich jest Polska. Naturalnie, szczerze, bez skrępowania mówią o wartościach pisanych wielką literą. To rzadkie wśród młodzieży. Uczą się w Liceum Ogólnokształcącym Niepublicznym Kolegium św. Stanisława Kostki w Warszawie. Szkoła ta, prowadzona przez warszawski oddział Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców, od 14 lat kształci polską młodzież ze Wschodu.
Siostry też chcą się uczyć w Polsce
Diana Rachalska uczy się w I klasie. Przyjechała spod Lwowa, mieszka w Lanowicach, gdzie żyją sami Polacy. – Rozmawiamy tam w języku polskim, jesteśmy ze sobą jak rodzina. Bardzo dużo z nas chce wyjechać do Polski, ale po prostu nie ma takiej możliwości. Trzeba by wszystko zostawić.
Teraz na Ukrainie wojna, nie da się sprzedać domu – tłumaczy ładnym językiem polskim, czasem tylko w ferworze rozmowy wpada jej jakieś ukraińskie słowo. Rodzice jej mamy mieszkali we Wrocławiu, rodzina taty pochodzi z Opola. Obie babcie są kuzynkami w czwartym pokoleniu. Kiedy przyjechali na Ukrainę, nie znali nikogo, więc trzymali się razem. – Jestem wychowana w katolicyzmie. Mamy wigilię 24 grudnia, jak wszyscy Polacy – tak jak wszyscy w naszej wiosce. Nawet jak na przykład dziewczyna wychodzi za mąż za prawosławnego, to on przyjmuje wiarę katolicką – mówi Diana. Jej rodzina zawsze chciała wrócić do Polski. – Nie mogli wyjechać, bo były problemy z dokumentami, które spłonęły podczas wojny – dodaje. Teraz ich pragnienie staje się możliwe. Jej tato, architekt, pracuje na zmianę po kilka miesięcy na Ukrainie i w Polsce, w Milanówku. Już rozgląda się tutaj za domem. Diana ma dwie młodsze siostry, obie chcą się uczyć w tej samej szkole co ona. Zna Polskę, przyjeżdżała tu niejednokrotnie dzięki konsulatowi polskiemu we Lwowie, który organizuje takie wyjazdy. Poznała prawie wszystkie duże miasta. Z kolei Wiktoria i Waleria są z Kazachstanu, mieszkają w stolicy, w Astanie. Nigdy wcześniej nie były w Polsce.
Kaplica w domu babci
Waleria Jewdokimowa uczy się już w II klasie. – Marzeniem mojego pradziadka było zawsze, żeby następne pokolenie po ich zesłaniu już mieszkało w Polsce – wspomina. W 1939 roku, kiedy jej babcia miała 5 lat, pradziadkowie dotarli do Kazachstanu. – Przyjechali na goły step. Nie było niczego. Pradziadek z tego, co było dostępne, zbudował dom, który stoi do dzisiaj. Kiedy moja babcia po latach go zobaczyła, rozpłakała się. Dziadek był bardzo dobrym człowiekiem, zawsze pomagał ludziom, którzy razem z nim byli zesłani. Przyjechali z terytorium Polski, obecnie to Ukraina, okolice Chmielnickiego – opowiada. I dodaje: – Właśnie spełniam marzenie mojego pradziadka. Pomysł wyjazdu do liceum w Polsce podsunęła jej polonistka; Waleria chciała przyjechać tu dopiero na studia.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się