W Kędzierzynie-Koźlu odsłonięto pomnik deportacji Żydów z Francji, Holandii i Belgii. Przy rampie tutejszego dworca 9000 mężczyzn i chłopców w 1942 r. zostało oddzielonych od rodzin i skierowanych do obozów pracy.
2 września przy stacji Kędzierzyn-Koźle Zachód odbyła się uroczystość odsłonięcia tablic poświęconych 9 tysiącom Żydów, którzy tutaj w drugiej połowie 1942 roku zostali wyselekcjonowani z transportów jadących z obozów przejściowych na terenie Holandii (Westerbork), Belgii (Malines) i Francji (Drancy, Pithiviers) do obozu Auschwitz-Birkenau.
- Dlaczego upamiętniamy to wydarzenie? Bo się wydarzyło - mówi Edward Haduch ze Stowarzyszenia „Blechhammer 44” z Kędzierzyna-Koźla, współorganizator uroczystości. Inicjatorem upamiętnienia jest holenderskie „Stowarzyszenie Pomnika deportacji Żydów do Cosel”. Cosel to dawna, niemiecka nazwa Koźla. Przy rampie tutejszego dworca towarowego od 29 sierpnia do 10 grudnia rozgrywały się dramatyczne sceny. Zatrzymało się tutaj 39 transportów jadących z Holandii, Francji i Belgii do Auschwitz-Birkenau.
- 9000 mężczyzn i chłopców w wieku od 15 do 50 lat zostało tutaj w okrutny sposób oddzielonych od swoich rodzin. Prawie zawsze następowało potem „Vernichtung durch Arbeit” (wyniszczenie przez pracę) - mówił podczas uroczystości Ralf Krewinkel, przewodniczący stowarzyszenia i burmistrz miasta Heerlen.
Oddzieleni od rodzin Źydzi trafiali do obozów pracy, głównie na terenie Śląska. Wielu z nich zmarło w wyniku wyniszczającej pracy w obozach tzw. Organizacji Schmelt, które od 1943 r. były przekształcane w podobozy obozów koncentracyjnych. Historycy szacują, że z 9 tysięcy wyselekcjonowanych w Koźlu wojnę przeżyło około 700-900 osób.
Hans Bonn z Venlo jechał w pierwszym transporcie z Westerbrok, który zatrzymał się przy kozielskiej stacji. - W Koźlu dobre życie się zakończyło. Byliśmy bici kolbami podczas wysiadania z pociągów. Na peronie musieliśmy padać na twarz - czytała jego wspomnienie Annelies van Rens-Wilms, która wspólnie z mężem, historykiem Hermanem van Rens badała losy żydowskich jeńców, którzy w Koźlu zostali oddzieleni - najczęściej już na zawsze - od swoich rodzin.
- Patrzyli na pociąg z ich ukochanymi bliskimi oddalający się w nieznanym kierunku. Jaki był cel ich własnej podróży? Mój wujek Sylvain Wolf zniknął tutaj na zawsze. Kiedy? Gdzie? Jak? Nie wiemy. Teraz jest pomnik, który przypomina o jego ostatnich nieznanych krokach - mówił podczas uroczystości Harry Burema. Do Kędzierzyna-Koźla przyjechała kilkunastoosobowa delegacja z Holandii. W uroczystości wziął udział także m.in. ambasador Królestwa Niderlandów (Holandii) w Polsce Ron van Dartel, Eric Lemmens - przedstawiciel gubernatora holenderskiej prowincji Limburgia, starosta kędzierzyńsko-kozielski Małgorzata Tudaj, prezydent miasta Sabina Nowosielska, francuski historyk Serge Klarsfeld zajmujący się dokumentowaniem zbrodni nazistów i doprowadzaniem do ich osądzenia.
Frits Barend przy tablicy pamiątkowej postawionej koło dworca kolejowego Kędzierzyn-Koźle Zachód. Andrzej Kerner /Foto Gość Mocno nasycone emocjami były wspomnienia potomków ofiar - Leona Kaufmanna, Fritsa Barenda i Petera Leersa. Poeta Dan Lumey odczytał napisany specjalnie na tę okazję wiersz „Boso chcę całować ziemię” wzywając zebranych do zdjęcia obuwia. Rabin Albert Ringe odmówił specjalną modlitwę wyznającą wiarę w miłosierdzie Boga nad zmarłymi oraz „Kadisz” do którego włączyło się sporo uczestników tej celebracji pamięci ofiar Holocaustu.
- To dla mnie bardzo ważne wydarzenie. Sama dopiero niedawno dowiedziałam się, że tu właśnie były selekcje i że to jest właściwie pierwsza rampa, na której się odbywały- powiedziała Jadwiga Kosala, nauczycielka historii w II LO w Kędzierzynie-Koźlu.
Więcej na ten temat w "Gościu Opolskim" 11 września br.