Gdy z prawdziwej burzy uderzeń dziesiątek twardych podeszw, obcasów i czubków butów o solidny parkiet wydobywa się genialny rytm, wiadomo, że trenuje jeden z najlepszych zespołów tańca irlandzkiego w Polsce. Grupa Salake z Gliwic w tym roku obchodzi jubileusz 25-lecia istnienia.
Zanim publiczność zobaczy i usłyszy niesamowity występ, na treningach tancerze wystukują tysiące, a może i miliony uderzeń Szymon Zmarlicki /Foto Gość – Myślę, że w tych słowach jest sporo wielkiej prawdy i wiemy o tym, że gdy już zacznie się tańczyć, to trudno jest przestać. Najlepszym przykładem są dziewczyny, które mają już ponad 20 lat, ale nadal tańczą w zespole, a te, które odeszły, nie zerwały z tańcem, lecz kontynuują karierę jako solistki lub instruktorki w różnych zespołach tanecznych, niekoniecznie związanych z tańcem irlandzkim – zaznacza Joanna Koćwin.
– Rzeczywistość sceniczną buduje z osobistych poszukiwań wyrazu dla emocji, z nieograniczonej niczym wyobraźni, zarówno dziecka, jak i dorosłego człowieka, tancerza. Dbałość o poprawność techniczną to nie powód, aby zamknąć się w jednej z nich. Stawiam na wszechstronny rozwój moich tancerzy, zderzając ich nieraz z wielkimi wyzwaniami. Przykładem może być udział w spektaklach, gdzie obok umiejętności tanecznych, wykonują zadania aktorskie – tłumaczy instruktorka.
Od podstawówki do Sardynii
Anna Buchalik, Alicja Koćwin i Aleksandra Lipka trenują w zespole Salake już 14. rok. – Chodziłyśmy do Szkoły Podstawowej nr 21 w Gliwicach-Sośnicy, gdzie pani Joanna prowadziła zajęcia, na które zaczęłyśmy uczęszczać. Na początku to było tylko kółko taneczne, dopiero później zaczęliśmy jeździć na różne konkursy i festiwale – wspomina ich początki w zespole Aleksandra Lipka. – Szczególnie zainspirował nas taniec irlandzki, który szlifujemy do tej pory, ale nie chcemy zamykać się na inne techniki, dlatego staramy się łączyć go ze stylem współczesnym czy ulicznym – zaznaczają.
Mimo długiego stażu i sporego doświadczenia tancerki nie czują się ekspertkami w swojej dziedzinie. Podkreślają, że wciąż się uczą i krok po kroku zmierzają do perfekcji. Jednak dla laika język, którym się posługują, może wydawać się zbiorem słów przeznaczonych tylko dla wtajemniczonych. – Polka, jumpy, pointy… Używamy określeń, które są przyjęte w każdym zespole irlandzkim, ale częściej posługujemy się naszymi prostymi nazwami – tłumaczą.
Pytane o swoją kondycję, zwracają uwagę przede wszystkim na częstotliwość treningu oraz indywidualną dyspozycję danego dnia. – Wszystko zależy od tego, ile mamy prób. Chodzimy do szkół, gdzie także rozwijamy się tanecznie. Kiedy codziennie trenujemy, to pod koniec tygodnia jesteśmy bardzo zmęczone i wyczerpane – przyznają. Zazwyczaj tancerze trenują przez 5–6 godzin tygodniowo. Czas ten znacząco wzrasta, gdy zespół rozpoczyna przygotowania do kolejnego występu. Czuwa nad nimi instruktorka i choć stawia wysokie wymagania, tancerze sami przyznają, że to niezbędne i bardzo pomocne.