Alojzy Widera z Sośnicy tak wychudł, że dało się policzyć wszystkie jego żebra. Było mu już obojętne, czy żyje, czy umiera. Z tego poczucia rezygnacji wyrwała go pewna kartka.
Miał szczęście: przeżył i wrócił
Ślązacy w obozach Donbasu, Syberii czy Kazachstanu zwykle nie dostawali mydła ani do umycia się, ani do wyprania ubrań. W tych warunkach plagą były wszy i pluskwy. „Dotąd to ja miałem wszy, teraz wszy mają mnie” – zanotował 10 maja 1945 roku, po dwóch miesiącach w obozie pod Krzywym Rogiem, Ludwik Polok z Mikulczyc, dzisiejszej dzielnicy Zabrza. Nie stracił śląskiego poczucia humoru nawet w Donbasie. Miał szczęście: przeżył i wrócił do swoich Mikulczyc. Ciała wielu jego sąsiadów pozostały w stepie.
Śpiew i płacz w Pyskowicach
Żyjący do dziś Wiktor Kik z Sierakowa pod Lublińcem wspomina w książce wyjazd na Wschód, który nastąpił na początku marca 1945 roku. Sowieci stłoczyli mężczyzn w wagonach na stacji w Pyskowicach. – „Jak nas do wagonów załadowali, to było w nich ciemno, nie było światła, palca nie było widać i wszyscy zaczli śpiewać »Serdeczna Matko«, ale nie skończyli ze względu na to, że płakali jak małe dzieci”.
Wiktor Kik miał w czasie wywózki 18 lat. Wrócił po przeszło roku. Kiedy szedł przez pastwisko do domu, z okna zobaczyła go najmłodsza, dziewięcioletnia siostra, która wcześniej często powtarzała, że chciałaby go przywitać jako pierwsza. Wybiegła mu naprzeciw i rzuciła mu się na szyję.
Wraz z książką pełną relacji katowicki IPN wydał też drugą, naukową pozycję na ten temat: „Deportacje do Związku Sowieckiego z ziem polskich w latach 1944–1945”.