W Orzechu od kilkudziesięciu lat na święta powstaje ruchoma szopka. W "czasach słusznie minionych" jej twórca musiał nawet tłumaczyć się ze stajenek przed funkcjonariuszami SB.
W okresie Bożego Narodzenia wybierz się do parafii NMP Jasnogórskiej w Orzechu, zobacz wyjątkową szopkę i ciesz się jak dziecko. A najlepiej zabierz jakieś ze sobą!
Piotr Płonka ze swoją najnowszą, ruchomą figurą pszczelarza pracującego przy ulu Szymon Zmarlicki /Foto Gość Piotr Płonka, mieszkaniec tej niewielkiej miejscowości pomiędzy Piekarami Śląskimi a Tarnowskimi Górami, konstruuje ruchome szopki od 1967 roku. Kiedy w Orzechu nie było jeszcze kościoła, świąteczne dekoracje przygotowywał w swoim pokoju. Podobno, by zobaczyć chociażby drwala rąbiącego pień, do małego jednorodzinnego domu, w którym mieszkał, ustawiały się całe pielgrzymki.
W pierwszych latach działalności pan Piotr odmówił nawet swojemu ówczesnemu proboszczowi z Radzionkowa, który prosił go, by wstawił swoje dzieło do tamtejszego kościoła parafialnego. „Księże proboszczu, nic jo nie dom! Bydzie kościół u nos, w Orzechu, to bydzie stajenka dla dzieci” – miał mu wówczas odpowiedzieć. Po latach udało się to zobowiązanie zrealizować.
Jedną z pierwszych konstrukcji był drwal rąbiący pień Szymon Zmarlicki /Foto Gość Myli się ten, kto przypuszcza, że w tamtych czasach budowanie bożonarodzeniowych szopek było bezpiecznym i przyjemnym hobby. Ze swojego zaangażowania pan Piotr musiał nawet tłumaczyć się na przesłuchaniu przed Służbą Bezpieczeństwa w Tarnowskich Górach. Funkcjonariusze wypytywali go, dlaczego to robi. Więc tłumaczył, że dla dzieci. „Przecież pan nie ma dzieci” – niestrudzenie dociekali w ważnej sprawie, bo wtedy był jeszcze kawalerem. „Ale jak byda mioł, to bydzie i dla moich” – skwitował szczerze pan Piotr. Teraz jego syn pomaga mu montować szopkę w kościele.
Na początku możliwości były skromne, jednak pasja połączona z uporem przezwyciężyły niedobór środków. Nie jest tajemnicą, że odpowiednich części trzeba było szukać nawet w skupach złomu. Do poruszania poszczególnymi elementami nadają się np. silniki wycieraczek z samochodów ciężarowych marki star. Obecnie wdzięcznym źródłem części jest „chińszczyzna”.
Co roku szopka wygląda inaczej. Chociaż ze względu na ograniczoną ilość miejsca w kościele ogólne gabaryty się nie zmieniają, to zawsze pojawia się kolejna postać. Figurki są małe, ale efektowne. Dzieci z niecierpliwością już dużo wcześniej wypytują twórcę szopki, kto tym razem dołączy do Świętej Rodziny. W tym roku jest to bartnik pracujący przy ulach. Pan Piotr przyznaje jednak, że zastanawia się nad stworzeniem czegoś większego. – Przecież trzeba coś zostawić dla potomnych – dopowiada.
Okazuje się, że rybki pływające w sztucznej rzece ciągnącej się wzdłuż stajenki, to nie jedyne żywe zwierzęta. W tym roku w Orzechu stanie jeszcze druga szopka – z konieczności już nie wewnątrz, ale obok kościoła. Wszystko dlatego, że jeden z parafian przyjął do swojego gospodarstwa wysiedleńców z... upadłego ogrodu zoologicznego w Świerklańcu.
Zatroskany o ich los mieszkaniec Orzecha postanowił adoptować m.in. kozy, konie, osły czy lamę. Wspólnie z ks. Markiem Pyką, proboszczem parafii, ustalili, że – oprócz tradycyjnej – można przygotować jeszcze jedną, tym razem żywą szopkę.
Przeczytaj więcej w gliwickim dodatku do świątecznego wydania GN nr 51-52/2015.