Jest jedno takie miejsce na Śląsku, gdzie mieści się około stu zabytkowych samochodów. Do niekwestionowanych klasyków niedawno dołączył velorex - trójkołowy pojazd z lat 60. ubiegłego wieku, któremu nie są straszne nawet alpejskie zbocza.
Galeria Motoryzacji i Techniki mieści się na terenie Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Bytomiu. Stąd – poza zorganizowanymi wycieczkami – częstymi odwiedzającymi są osoby towarzyszące kursantom zdającym w tym czasie egzamin na prawo jazdy.
W kilku pomieszczeniach rozległych hal można oglądać pojazdy z pierwszej i drugiej połowy ubiegłego wieku. Królują te starsze. Na przykład wyprodukowany przed wojną renault NN. Albo buick 27/28. – To pojazd wyposażony w gaśnicę, obowiązkową dziś w każdym samochodzie – tłumaczy Piotr Jeleń, pracownik galerii. – Warto zwrócić uwagę na jego koła. Ma metalowe felgi, ale drewniane szprychy – dodaje.
Jednym z ostatnich nabytków galerii jest trójkołowy velorex. Takie samochody można było spotkać na ulicach 40–50 lat temu. Charakteryzowały się tym, że najczęściej jeździły nimi osoby niepełnosprawne. Właściciel tego pojazdu już po raz trzeci wystartował nim w Złombolu, czyli rajdzie aut z dawnego bloku państw socjalistycznych. W tym roku trasa przebiegała przez Czechy, Szwajcarię, Lichtenstein, Austrię i Włochy. W ciągu kilku dni velorex zdołał przejechać z Katowic do Passo dello Stelvio, na mecie wspinając się na wysokość ok. 2900 m n.p.m.
Trójkołowy velorex dojechał z Katowic do Passo dello Stelvio na granicy szwajcarsko-włoskiej, gdzie wspiął się na wysokość ok. 2900 m n.p.m. Szymon Zmarlicki /Foto Gość Nie dla teściowej
Oprócz drewnianych szprych czy nieparzystej liczby kół ciekawostek technicznych jest znacznie więcej. Przykuwają uwagę nawet tych, którzy się na motoryzacji nie znają. Na przykład maska otwierana razem z błotnikami triumpha spitfire’a 1500 albo bagażnik mikrusa, do którego trzeba było pakować bagaże pod nogami kierowcy.
– Mikrus jest ciekawy jeszcze z kilku innych względów – mówi Andrzej Gralka z GMiT, prywatnie także miłośnik wszelkich samochodów. – To pierwszy polski samochód skonstruowany w drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku w Mielcu. Wyprodukowano ich tylko 1700 sztuk, a silniki powstawały w fabryce sprężarek. Mówiono, że to samochód nieprzyjazny teściowym, bo rejestrowany był tylko na dwójkę dorosłych i dwoje dzieci. Jak na mikrusa przystało, nie był bardzo wygodny, ale całe rodziny przemierzały nim kraj wzdłuż i wszerz – wspomina.
Zupełnie inaczej w tych czasach poruszała się po drogach brytyjska arystokracja. W galerii można zobaczyć na przykład bmw 501b, które zyskało przydomek „barokowy anioł”. Jego moc 65 koni mechanicznych była nieadekwatna do nowoczesnej linii nadwozia. Ten drogi model bawarskiej marki o mały włos nie doprowadził do bankructwa monachijskiego koncernu. Co ciekawe, tylne siedzenia są w nim ulokowane wyżej, bo... służba powinna siedzieć niżej od arystokracji.