- Jest już tam, dokąd my zmierzamy, do czego też jesteśmy zaproszeni, ale chyba jeszcze nie dziś i nie teraz - mówił o Zmarłym o. Roman Zając, proboszcz kamiliańskiej parafii w Tarnowskich Górach.
Mszy pogrzebowej w kościele Matki Bożej Uzdrowienie Chorych przewodniczył o. Arkadiusz Nowak, prowincjał kamilianów. We wstępie przypomniał jego sylwetkę o. Antoniego Bednarczyka.
Urodził się w Nakle Śląskim w 1948 roku, przeżył 66 lat. Zmarł po długiej i wyczerpującej chorobie w kamiliańskim szpitalu w Tarnowskich Górach.
Pierwszą profesję zakonną złożył w 1967 roku w Taciszowie, a wieczystą w Zabrzu 12 września 1970 roku. Święcenia kapłańskie przyjął w 1974 roku w Kłodzku.
- Wiemy o tym, że był życzliwym współbratem dla tych, z którymi przebywał na naszych licznych placówkach zakonnych. Był też życzliwy wszystkim, którym służył w ramach realizacji charyzmatu zakonnego - podkreślił prowincjał.
Ojciec Antoni Bednarczyk posługiwał w bardzo wielu miejscach, niemal we wszystkich kamiliańskich placówkach w Polsce, gdzie pełnił różne funkcje, m.in. przełożonego i proboszcza w Białej i Tarnowskich Górach. Odszedł do Pana 20 sierpnia.
Na jego pogrzeb 22 sierpnia przybyli kamilianie z różnych stron, kapłani diecezjalni, siostry zakonne i wielu wiernych.
Homilię podczas Mszy św. wygłosił o. Roman Zając, proboszcz kamiliańskiej parafii w Tarnowskich Górach. Rozważnie nawiązywało do Ewangelii z dnia śmierci o. Antoniego, w której przytoczona jest przypowieść o robotnikach w winnicy.
Zebranych kaznodzieja zachęcał do refleksji nad tym, co najważniejsze, podsuwając pytania do przemyślenia. Czy jesteśmy gotowi na spotkanie z Najwyższym? Czy w wirze codziennych obowiązków uświadamiamy sobie, że mamy cel w niebie?
Ceremonie pogrzebowe prowadził o. Roman Zając (po prawej) Klaudia Cwołek /Foto Gość - Był ciepły wczesny wieczór. Nagle wiadomość: ojciec poczuł się gorzej. W przededniu swoich urodzin, w pragnieniu ich doczekania. Jak bardzo chciał je przeżyć w gronie współbraci i rodziny. Potem planował udać się do szpitala. Stało się jednak inaczej - wspominał ostatni okres życia Zmarłego.
Po pobycie w szpitalu w Zabrzu, o. Antoni wrócił do Tarnowskich Gór, gdzie zmarł w kamiliańskim szpitalu.
- Jeszcze niedawno, w lutym, radowaliśmy się 40. rocznicą święceń kapłańskich o. Antoniego. Wiele ciepłych słów wtedy padło. Dziś, uświadamiamy sobie jeszcze raz, że odszedł do domu Ojca kapłan zakonny - mówił o. Roman. - Zmarłemu o. Antoniemu ukaż swoje oblicze, aby w nieprzemijającej radości mógł uczestniczyć w niebiańskiej liturgii. Z Matką Bożą Uzdrowienie Chorych, z Matką Bożą Królową, ze św. Kamilem i wszystkimi świętymi.
Przed odprowadzeniem ciała na pobliski cmentarz zakonny o. Arkadiusz Nowak podziękował wszystkim w imieniu o. Antoniego i odczytał podziękowania od rodziny.
Wspomniał, że był on człowiekiem dobrym, życzliwym, bardzo, pogodnym i żartującym. Opowiedział też o ostatniej rozmowie, jaką z nim przeprowadził dzień przed śmiercią.
- Antoni, jako twój współbrat i kolega serdeczny, ale też jako prowincjał, chciałbym, abyś odchodząc do Pana wiedział, że zakon jest ci wdzięczny za te wszystkie lata twojego posługiwania duszpasterskiego, ale przede wszystkim za realizowanie misji kamiliańskiej - powiedział o. Arkadiusz Nowak.
Grób o. Antoniego Bednarczyka znajduje się w pobliżu grobu brata Andrzeja Jendrysska, który 8 sierpnia br. zmarł w wyniku powikłań po wypadku drogowym. Miał 35 lat, ostatnio służył chorym w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Hutkach.
Krzyż na grobie o. Antoniego Bednarczyka Klaudia Cwołek /Foto Gość