"Podnieś się. Nie bój się, nie lękaj się!" – usłyszała, patrząc na zdjęcie Jana Pawła II. Odpowiedziała: "Tak, Panie". I wstała, mimo że lewa część jej ciała była całkowicie sparaliżowana.
Floribeth Mora Díaz 26 maja historię swojego uzdrowienia opowiadała w kościele kapucynów w Bytomiu. – Od tamtego ranka do dzisiaj jestem na nogach, jestem zdrowa, na większą chwałę Pana – mówiła. Mężowi, który zobaczył ją chodzącą, dopiero kilka dni po uzdrowieniu opowiedziała, jak do tego doszło, bo bardzo się bała, że pomyśli, że zwariowała. Ale on po prostu uwierzył, wiedząc, w jakim była stanie. Miała tętniaka prawej półkuli mózgu. Lekarze dawali jej nie więcej niż miesiąc życia i ze szpitala odesłali do domu. Mąż rozmawiał już z dziećmi o tym, że może umrzeć. Stało się inaczej.
Historia cudownego uzdrowienia Floribeth Mory Díaz obiegła świat, bo została uznana przez Stolicę Apostolską w procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II. Ale co innego przeczytać w gazecie czy zobaczyć w telewizji, a co innego spotkać żywego świadka świętości osobiście.
– Można powiedzieć, że ta historia, świadectwo, którą ona opowiada, nie zmienia się. Ono jest ciągle takie samo. A ja słuchałem tego pięćdziesiąt razy, może więcej. I codziennie słucham, jakby to był pierwszy raz – mówił podczas Mszy przed spotkaniem o. Franciszek Filar, werbista. Jest on tłumaczem Floribeth Mory Diaz podczas jej podróży po Polsce. Poznali się na Kostaryce, gdzie pracuje i gdy Telewizja Polska szukała kontaktu z Floribeth Morą Díaz. Tak zostali przyjaciółmi.
Floribeth Mory Díaz z o. Franciszkiem Filarem, werbistą Klaudia Cwołek /GN Swoje świadectwo uzdrowienia, które miało miejsce dniu beatyfikacji Jana Pawła II 1 maja 2011 roku Floribeth Mory Díaz najpierw umieściła w Internecie, żeby świat zobaczył dzieła Boga. W przekonaniu, że jeżeli my nie będziemy dziękować i chwalić Boga, mówić o Jego działaniu i potędze, to będą to czynić za nas kamienie. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu zadzwonili do niej księża z Watykanu, zainteresowani tym przypadkiem. Od początku została poproszona o zachowanie wielkiej dyskrecji. Przechodziła kolejne, sprawdzające badania, które potwierdzały, że jest kompletnie zdrowa. Zbierano o niej informacje, kompletowano dokumentację. 5 lipca 2013 roku papież Franciszek, ogłaszając datę kanonizacji Jana Pawła II, pozwolił jej mówić o tym, co się wydarzyło w jej życiu za jego przyczyną. – Wtedy ta wiadomość to była eksplozja w Kostaryce – mówiła Floribeth Mory Díaz w Bytomiu. Do jej domu zaczęli przyjeżdżać dziennikarze z kraju i ze świata. A ona te wszystkie media postanowiła wykorzystywać. – Oni chcieli nowinkę, taką ciekawostkę, cudowną kobietę. A ja chciałam mówić światu o dobroci Boga. Dziennikarze dostawali to, co chcieli, swoją wiadomość. A ja krzyczałam światu o działaniu, o obecności Boga w świecie, o Jego wielkim miłosierdziu. To, że ktoś ogląda mnie w telewizji czy słucha w radiu, to nie jest ważne. Bo najważniejsze jest to, abyśmy widzieli działanie Boga, że on działa dzisiaj. Że ta cudowna rzecz, która wydarzyła się w moim życiu, ten cud, że on dokonał się dzisiaj. Że Pan Bóg dzisiaj również działa. I nie jest ważne, że ja tutaj jestem i przemawiam. Ważne jest, abyśmy wszyscy mogli wielbić Boga – podkreślała.
Skupionym w kościele ludziom mówiła, że Bóg nas wysłuchuje i wszystkich kocha tak samo. A dlaczego właśnie ona została uzdrowiona? Bo widocznie Pan Bóg tak chciał. – Powinniśmy oczekiwać i czynić się silnymi Bogiem – zachęcała. – Nie bójcie się, nie lękajcie się otwierać waszych serc Chrystusowi! – powtórzyła za Janem Pawłem II.
Po jej świadectwie była modlitwa, pytania, życzenia, podziękowania, ciepłe słowa z okazji Dnia Matki. Odpowiadając Floribeth Mory Díaz zwróciła uwagę, że macierzyństwo jest cudem i że cuda zdarzają się codziennie, ale często nie zdajemy sobie sprawy, że to są wielkie dzieła Boże.
Floribeth Mory Díaz w kościele kapucynów w Bytomiu Klaudia Cwołek /GN