Przejechali ponad 4 tysiące kilometrów w intencji Polski. 12 sierpnia wieczorem dotarli do Fatimy. Najpierw uklękli na placu, powierzając tam wiarę w naszym kraju, a potem odśpiewali hymn.
Ekipa Dream Trip witana w Pyskowicach Mira Fiutak /GN Po 35 dniach w drodze, 19 sierpnia wieczorem wrócili do Pyskowic. Tam przed kościołem czekali na nich bliscy – rodziny i wielu znajomych. To kolejna wyprawa rowerowa zorganizowana przez ks. Adama Jasiurkowskiego z parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Pyskowicach. Tym razem Dream Trip, 12-osobowa ekipa rowerowa, wyruszyła na zachód Europy, żeby dotrzeć na najbardziej wysunięty jej kraniec. Celem była Fatima, po drodze inne miejsca pielgrzymkowe – Turyn, La Salette, Lourdes, Santiago de Compostela.
– Miesiąc trudów, zmagań… Na początku wielki entuzjazm, bo przejazd przez Alpy nas mobilizował, ale potem przyszły też kryzysy – wspomina ks. Adam Jasiurkowski. – Wyjątkowo trudny czas w Hiszpanii, gdzie bez przerwy mieliśmy pofałdowany teren i zaskoczyła nas pogoda. Przeszedł zimny front i zamiast upałów były deszcze, a jednego dnia nad ranem temperatura wynosiła osiem stopni.
Wspomina też wyjątkowy pod względem widokowym etap prowadzący do Lourdes. - Doświadczaliśmy tam prawdziwych cudów, które Pan Bóg dał stworzeniu. Podobnie kiedy przekraczaliśmy Alpy, wysoko na przełęczach niesamowite widoki, cały ogrom świata, gdzie człowiek czuje się taki mały na swoim rowerze. Najpierw zmaganie się ze sobą na podjazdach, ale na górze zawsze nagroda w postaci widoków – opowiada. – I od początku do końca Boża opatrzność niesamowicie czuwała nad nami. Mnóstwo „przypadków”, noclegi pojawiały się jak na zawołanie – mówi ks. Jasiurkowski. A to w Austrii stojąca przy wjeździe do miasteczka siostra zakonna, która pokierowała dalej, a to w jakiś ksiądz z Polski zaprasza na nocleg i obiad, a to w Lourdes napotkani polscy księża prowadzą prosto do misji polskiej…
Aż stanęli na placu w Fatimie, 12 sierpnia wieczorem. I tam nieoczekiwanie poproszono właśnie ks. Adama Jasiurkowskiego, żeby następnego dnia w czasie głównych uroczystości prowadził modlitwy w języku polskim.
Codziennie modlili się Litanią do bł. Jana Pawła II i czuli to wsparcie. Zabrali ze sobą też jego relikwie, codziennie wiezione przez inną osobę z ekipy.
W czasie powitania burmistrz Pyskowic Wacław Kęska podziwiając wyczyn rowerzystów, podziękował im, że podczas tej wyprawy rozsławiali też miasto. A proboszcz, ks. Zbigniew Wnękowicz, przypomniał, że parafianie wspierali przez ten miesiąc ekipę modlitwami, śledzili w Internecie relacje z wyprawy, dodawali siły wpisami na Facebooku. Na powitanie Dream Trip przyjechał też do Pyskowic o. Tomasz Maniura OMI, który z NINIWA Team pojechał również w intencji Polski na Syberię. Obie grupy razem przejechały 12 tysięcy kilometrów, przemierzając prawie całą Eurazję.
Na rowerzystów czekały rodziny i znajomi Mira Fiutak /GN – Najpierw były obawy, czy da radę, bo że powinien jechać, to raczej byliśmy przekonani. A potem emocje, czekanie i każdego wieczoru przed spaniem czytanie relacji – mówi Irena Mazur, mama Szymona. – Jesteśmy dumni z niego. Rodzice cieszą się radością dzieci. Jego osiągnięcia to dla nas wielka radość. Jechał ze swoimi intencjami, z naszymi i naszych przyjaciół, znajomych. I składał je w sanktuariach, które odwiedzali po drodze. Jego młodszy brat Dominik w czerwcu miał operację i Szymon jechał też w tej intencji, podziękować, że się udało i prosić, żeby było lepiej – dodaje. Na powitaniu była cała rodzina, rodzice i dwaj bracia Szymona –15-letni Dominik, który porusza się na wózku i 5-letni Maciek.
– To była moja pierwsza taka daleka wyprawa. Pokonałam na niej siebie niezliczoną ilość razy. I to było cudowne doświadczenie. Przezwyciężanie siebie, swoich słabości to niesamowita rzecz. I tak było każdego dnia. Kiedy się dojechało, zrobiło następny krok, to dziękowało się za to Bogu – wspomina Modesta Gorol, tegoroczna maturzystka, planuje studia na akademii muzycznej.
Artur Miśków który w biegłym roku uczestniczył w wyprawie Dream Trip do Rzymu, przed wyjazdem miał poważne problemy z kolanami. Do końca wyprawa stała dla niego pod znakiem zapytania. – Miałem nie dojechać, a dojechałem i nic mnie nie bolało. Widocznie tak miało być. Było mi to dane i udało się. Dla mnie najważniejszym momentem w tej drodze był wjazd na pierwszą przełęcz San Bernardino, 2066 metrów. Wjechałem tam nawet jako pierwszy, a trzy tygodnie wcześniej zastanawiałem się, w którym momencie trasy będę musiał zrezygnować – wspomina. To on pisał większość relacji na Facebooku.
Jakub Zaporowski z Gliwic, student trzeciego roku transportu Politechniki Śląskiej, który razem z ks. Jasiurkowskim wspierał Artura w relacjonowaniu wyprawy, ma już doświadczenie w wyprawach rowerowych, ale ta miała inny charakter. Pytany o najważniejsze chwile w czasie tej drogi, mówi: – Dla mnie te, kiedy zdobywaliśmy kolejne cele. Dla mnie to był miesiąc rekolekcji. Bardziej przeżywałem to jako pielgrzymkę, niż stricte wyprawę rowerową. Kolejne sanktuaria to było spełnienie moich marzeń, wcześniej nigdy w nich nie byłem. No i hymn na placu w Fatimie… –wspomina. Co się wtedy czuje? – Dumę. Jechaliśmy w konkretnej intencji, nie jechaliśmy bez celu i to nas podtrzymywało, pchało dalej do przodu – odpowiada.
– Grupa bardzo się zgrała. Taka wyprawa uczy odpowiedzialności, porzucania własnego egoizmu na rzecz innych – dodaje ks. Adam Jasiurkowski. Dlatego też od La Salette codziennie modlili się za siebie nawzajem, wybierając kogoś z grupy do szczególnego powierzenia Bogu.