Przejmują pałeczkę od tych, którzy dotarli na Syberię. I ruszają na zachodni kraniec kontynentu. Jedni i drudzy jadą za wiarę w Polsce.
Dream Trip, 12-osobowa grupa rowerzystów, wyrusza z Pyskowic. Ich celem jest Fatima. A wyprawa – odpowiednikiem drogi ekipy NINIWA Team do Wierszyny na Syberii. Wspólnie przez 3,5 miesiąca przejadą 12 tys. kilometrów, przemierzą prawie całą Eurazję. Ekipa rowerowa z Pyskowic ma do pokonania około 4 tys. kilometrów. Po drodze mają Turyn, La Salette, Lourdes, Santiago de Compostela i w końcu cel wyprawy – Fatimę, a dalej Lizbonę (skąd samolotem wracają do Polski). Dotrą nad Morze Śródziemne i ocean, będą na najdalej wysuniętym na zachód przylądku Europy.
Pierwsza wyprawa zorganizowana przez ks. Adama Jasiurkowskiego, który od czterech lat jest wikarym w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Pyskowicach, zaprowadziła ich tylko do Krakowa. Wtedy modlili się o zdrowie dla chorej koleżanki. W ubiegłym roku w piątkę wybrali się na rowerach do Rzymu w intencji hospicjów w diecezji gliwickiej (jedno z nich działa przy tej pyskowickiej parafii). Ze względu na problemy zdrowotne na trasie jeden z uczestników musiał zrezygnować z dalszej drogi i do celu dotarła czwórka rowerzystów. Prawie zaraz po powrocie z Rzymu do ks. Jasiurkowskiego zaczęli zgłaszać się chętni na kolejną wyprawę. W rezultacie skompletowana została grupa 12 osób, z których aż 8 jest z parafii księdza. W składzie są też dwie uczestniczki wypraw NINIWA Team. – W Roku Wiary chcieliśmy pojechać w intencji wiary w Polsce. Potem okazało się, że jest ona zbieżna z tą, którą „powiezie” ze sobą NINIWA Team na Syberię. My jedziemy do Matki Bożej Fatimskiej, która ocaliła w zamachu życie Jana Pawła II, i chcemy prosić ją o ocalenie wiary w naszym kraju – mówi ks. Jasiurkowski. Bartek Walisko był w składzie ubiegłorocznej wyprawy do Rzymu. – Niesamowicie dużo nas nauczyła. Nie tylko tego, jak pedałować na rowerze, ale przede wszystkim myślenia. Każdy ma swoje ograniczenia i podczas takiego wyjazdu można nauczyć się je kontrolować. Bo największą przeszkodą na takiej wyprawie jest nie zmęczenie fizyczne, ale psychiczne. Teraz mam większą świadomość tego, na co mnie stać. Jak oszczędzać siły, na co mogę sobie pozwolić w danym momencie, a na co nie. To daje też większą odpowiedzialność za siebie – wyjaśnia. W tym roku zdał maturę i egzamin dyplomowy w Liceum Plastycznym w Zabrzu, od października rozpoczyna studia na ASP we Wrocławiu. – Wyjazd do Rzymu to było lekkie szaleństwo, ale dzięki niemu teraz już wiemy, „czym to się je” i jak się dobrze przygotować – wspomina Artur Miśków, student budownictwa na Politechnice Śląskiej. Jest autorem książki-relacji z tej wyprawy, do której zdjęcia zrobił i okładkę zaprojektował Bartek. Artur codziennie na Face- booku przekazywał też relacje z trasy i w tym roku będzie podobnie. Chociaż znają się od zawsze, obaj twierdzą, że tak naprawdę poznali się dopiero podczas tej wyprawy. – Oprócz tego, że człowiek lepiej poznaje siebie, dowiaduje się też wiele o tych, z którymi jedzie. Nawet jak się wcześniej przyjaźni, to na takiej wyprawie rzeczywiście poznaje się tego drugiego. W czasie tych kilku tygodni razem 24 godziny na dobę, w trudnych sytuacjach, kiedy trzeba współpracować i to na każdej płaszczyźnie – dodaje Artur Miśków. – To moja pierwsza wyprawa tak daleko i dla mnie duże wyzwanie. Nie mam jeszcze tych doświadczeń, co inni, ale zawsze mnie to pociągało i teraz właśnie realizuje się to moje marzenie – mówi Ewa Czerner. Jest absolwentką administracji na Uniwersytecie Śląskim i jedną z czterech dziewczyn w grupie. Ksiądz Adam Jasiurkowski chciałby, żeby ten miesiąc w drodze do Fatimy był czasem dobrych rekolekcji dla całej ekipy. – Z jednej strony jest chęć osiągnięcia celu, ale chcemy też w duchowy sposób przemierzać te kilometry. Trasa jest tak wyznaczona, że jedziemy po największych maryjnych sanktuariach europejskich. Sama ta droga i miejsce, do którego zdążamy, nadają charakter tej wyprawie. Będziemy polecali Matce Bożej tych wszystkich, którzy pomagają nam w zorganizowaniu wyprawy, i tych, którzy polecają nam swoje sprawy. Wielu ludzi przychodziło do mnie i mówiło o swoich intencjach, więc bierzemy je wszystkie ze sobą – mówi. – Dla nas samych to będzie szkoła zaufania Panu Bogu. Jadąc tak zupełnie w ciemno, możemy zdać się tylko na Niego. I tak naprawdę właśnie to jest najważniejsze. Można mieć najlepszy rower, niesamowicie dużo trenować i może to nic nie dać, kiedy przyjdą jakieś nieprzewidziane sytuacje, gdy najlepsze rzeczy się psują, a najbardziej odporni padają – dodaje. Dream Trip wyrusza 16 lipca o godz. 6. z parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Pyskowicach. Po Eucharystii i krótkim śniadaniu – pożegnanie rowerzystów. Na ich powitanie trzeba będzie czekać cały miesiąc.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się