"Przywitam was jak nasz papież – dobry wieczór" – zaczął spotkanie były naczelny TP.
Ks. Adam Boniecki przyjechał do Gliwic 6 maja na zaproszenie Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości. Spotkanie odbyło się w ramach cyklu „Autorytety i autoportrety”. – Sądzę, że mamy do czynienia z niekwestionowanym autorytetem w naszym kraju, dlatego cieszę się z tego spotkania – przywitał gościa dr Tadeusz Grabowiecki, rektor uczelni. Wspomnienia ks. Adama Bonieckiego dotyczyły jego pracy w Watykanie i w „Tygodniku Powszechnym”.
Watykan od środka
Kiedy wyjeżdżał do Watykanu w 1979 roku, na zaproszenie Jana Pawła II, miał zająć się tworzeniem polskiego wydania „L’Osservatore Romano”. Przed wyjazdem wezwał go ubek i powiedział: „Nareszcie będziemy mieli w Watykanie godnego reprezentanta”. – Nie próbował mnie nagabywać do współpracy, choć potem, oglądając teczki IPN, przekonałem się, ile pracy włożono, by mnie zwerbować – wspominał ks. Boniecki. Mówił, że Jan Paweł II z trudem znosił watykańską machinę. Kiedy zauważył, że jakoś się to kręci, oddał się temu, co uważał za najważniejsze – ewangelizacji.
Przez kilka lat pracy w Watykanie ks. Adam Boniecki poznał wielu pracowników i dostojników rzymskiej kurii. – Czasem określa się Watykan, jako jedno wielkie gniazdo aferzystów. Tak nie jest, chyba, że w wyjątkowych przypadkach. Większość ludzi, których spotkałem, było pobożnych, prawych i kompetentnych – wspominał ks. Boniecki. Podkreślił, że Watykan rządzi się swoimi prawami. Kiedy papież, w jednej z rzymskich parafii, zainspirowany przygotowanym przez młodzież przedstawieniem, wygłosił wspaniałą pochwałę Sołżenicyna, ks. Adam Boniecki chciał ją opublikować. – Nagle ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że papież nigdy takiego przemówienia nie wygłosił. Więc drukiem też się nie ukazało – opowiadał były naczelny TP. Dodał, że po wizycie w Watykanie Lecha Wałęsy wśród pracowników powstał związek zawodowy. – I choć nikt go nie zwalczał, to po latach jakoś sam cicho skonał – żartował ks. Boniecki. Dodał przy okazji, że pracownicy watykańscy byli słabo opłacani, co zmienił dopiero Jan Paweł II.
Po prelekcji ks. Boniecki długo odpowiadał na pytania słuchaczy Ks. Waldemar Packner /GN Kiedy po latach zajrzał do swojej teczki z IPN, zdziwił się, że tylu ludzi starało się go pozyskać do współpracy i inwigilowało każdy jego krok. – Widocznie uznali, że jestem tam kimś ważnym. Na koniec mojej teczki napisali, że Boniecki jest, niestety, bezwzględnie lojalny papieżowi, brak jest podejrzanych kontaktów z kobietami i nie da się zwerbować. Teczkę schować i nie używać do celów szkoleniowych – opowiadał ks. Boniecki
Mój TP
Druga część refleksji ks. Adama Bonieckiego dotyczyła jego pracy na stanowisku redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” w latach 1999 – 2011. Przypomniał, że tygodnik powołał do istnienia kard. Adam Sapieha i oddał w ręce ludzi świeckich. – „Tygodnik Powszechny” zawsze był i jest katolicki, ale nie kościelny. Porusza często tematy trudne i być może niewygodne dla hierarchii, ale czy mamy je zostawiać innym, nieprzychylnym Kościołowi mediom – pytał ks. Boniecki. Dodał, że zło, również w Kościele, jest o wiele bardziej „medialne”, niż dobro. – Jeden ksiądz pedofil ma przez tydzień wokół siebie całe polskie media. O dziesięciu porządnych księżach nie zainteresuje się nawet pies z kulawą nogą. Ale, niestety, w takiej żyjemy rzeczywistości – komentował były naczelny TP.
Pytając, czy tygodnik robiony jest po chrześcijańsku, odpowiedział: „Raz pewnie tak, raz nie. Ale zawsze z miłością do Kościoła i człowieka”.