Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Amazonką do parafian

Misje w Peru. O parafii rozciągającej się na ponad 100 kilometrów i mieszkańcach dżungli z ks. Gerardem Tyrallą rozmawia Mira Fiutak.

Mira Fiutak: W październiku 1993 r. wysiadł Ksiądz na lotnisku w Limie. Jakie było pierwsze wrażenie z Peru?

Ks. Gerard Tyralla: – Zanim tam dotarliśmy, od urzędniczki w konsulacie w Warszawie usłyszeliśmy: „Gdzie wy, księża, jedziecie? Do kraju opanowanego przez terrorystów”. Bo jechałem na kurs językowy przygotowujący do misji razem z ks. Henrykiem Pocześniokiem. Jednak to, co najbardziej uderzyło mnie w Limie, to nie jakieś zagrożenie, ale duże ubóstwo. I wielkie kontrasty między bogatymi i zaniedbanymi dzielnicami.

Od tego czasu minęło 20 lat...

– Dziś stolica wygląda inaczej, ale kontrasty społeczne, kulturowe, ekonomiczne pozostały, przede wszystkim pomiędzy Limą, z dzielnicami na poziomie Europy Zachodniej, a prowincją kraju, gdzie pracuję. Ciągle zauważalna jest dyskryminacja rasowa, zwłaszcza na prowincji. Ludność autochtoniczną, czyli tzw. nativos – Indian andyjskich lub z dżungli i wielu Metysów pozbawionych wykształcenia źle się traktuje z powodu niezawinionej przez nich ignorancji, pochodzenia czy nawet trudności w posługiwaniu się językiem hiszpańskim.

Pracował Ksiądz w dwóch miejscach.

– Najpierw 7 lat byłem nad samą Amazonką, w typowej Amazonii nizinnej, gdzie nie ma dróg, tylko żegluje się po rzece i jej dopływach. Teraz jestem w części Amazonii Peruwiańskiej nazywanej dżunglą środkową. Górzystej, porośniętej tropikalnym lasem, gorącej i wilgotnej. Przypominającej alpejski krajobraz, z ułożonymi na zmianę dolinami i pasmami górskimi.

Parafia w Iscozacin istnieje od 7 lat, wcześniej była tam tylko stacja misyjna...

– Jestem jej drugim kapłanem i pierwszym proboszczem. Parafia ciągnie się na długości 113 kilometrów. Należy do niej 75 wspólnot rozsianych po dolinach, górach i na brzegach rzek. Dlatego używamy wszystkich możliwych środków transportu – samochodu terenowego, motocykla, łodzi. Coraz rzadziej jeżdżę konno i chodzę pieszo, bo mamy więcej dróg i łatwiejszy dostęp do wiosek, ale ciągle jeszcze do niektórych idę z plecakiem 5, 6 godzin. Wtedy zostaję tam kilka dni, żeby było ekonomicznie. Ale też żeby dzielić z nimi życie, ewangelizować samą obecnością.

Jak żyją mieszkańcy tej części kraju?

– Wiejska część parafii zajmuje się uprawą roli. Wyrębują dżunglę, wypalają i sadzą ryż, kukurydzę, maniok. To jest ich codzienne pożywienie. Największą część, około 70 procent populacji, stanowią autochtoni, czyli Indianie z plemienia Yanesha. Reszta to ludność ze wszystkich stron Peru i piąte już pokolenie emigrantów z Europy, zaproszonych przez rząd peruwiański w 1859 roku do kolonizacji dżungli. Niestety, coraz większy procent mieszkańców naszej doliny zajmuje się uprawą koki. To dla nich najszybszy zarobek, dlatego ryzykują, chociaż to nielegalne. Wielu młodych ludzi jest też uwikłanych w przemyt kokainy. To jest ta ciemna strona Peru.

A jasna?

–To ludzie, których spotykam.

Czym różnią się od nas, Europejczyków?

– My mamy wszystko zaplanowane, pilnujemy swojej prywatności. Peruwiańczycy są bardzo spontaniczni, potrzebują i szukają towarzystwa. Biorą rzeczy takimi, jakie są. Kiedy ich odwiedzam, spotykam się z dużą gościnnością, ale inną niż u nas. Nie przygotowują się specjalnie na wizytę, nie sprzątają, po prostu przyjmują mnie tak, jak mieszkają, i bez skrępowania. Oddadzą misjonarzowi wszystko, co mają najlepszego. Chociaż są biedni, dzielą się z innymi. Nad Amazonką ludzie żyją bardzo ubogo, z dnia na dzień, jedzą to, co wyhodują na polu, ich domy są puste, nie ma w nich nic oprócz ha- maka i prostej kuchenki. Dlatego ci, którzy mają narzędzia do pracy, pożyczają tym, którzy ich nie mają.

Czego uczy się Ksiądz od Peruwiańczyków?

– Umiejętności słuchania i wsłuchiwania się w innych, szanowania i doceniania przyjaźni. Małych gestów, którymi potrafią okazać znaczenie przyjaźni czy miłości do drugiego. Nie narzekają na swój los, nie są roszczeniowi i mają dużo wyrozumiałości dla ludzkich błędów. Prawie nigdy nie spieszą się, mają czas.

Różnimy się mentalnie, kulturowo, etnicznie, więc różnimy się też w przeżywaniu wiary...

– Peruwiańczycy nie są za bardzo „sakramentalni”, ale zależy to od regionu. W górach wiara jest bardziej tradycyjna: odpusty, czyli tzw. święta patronalne (fiestas), nowenny, procesje czy nawet częste spowiedzi. W dżungli jest to trudniejsze, bo w przeszłości ludzie nie mieli stałego kontaktu z misjonarzami ze względu na trudny dostęp do ich wiosek. Poza tym człowiek dżungli zawsze był migrantem, prowadził koczowniczy tryb życia. Inaczej jest w dużych miastach, tam duszpasterstwo jest skuteczniejsze niż na prowincji. W sierpniu odwiedzili mnie kapłani z diecezji gliwickiej. W niedzielne przedpołudnie zwiedzaliśmy historyczne centrum Limy, gdzie jest wiele kościołów, blisko siebie, w odległości 300–500 metrów. I w każdym z nich było pełno ludzi, chociaż nie jest to dzielnica mieszkalna, tylko urzędnicza i handlowa.

W Waszej parafii działa już szkoła, chociaż ciągle trwa jej budowa.

–Od dwóch lat zajęcia odbywają się w salkach katechetycznych. Chodzi o to, żeby nasza młodzież zdobyła wykształcenie, które zapewni jej lepszy start w przyszłość. Mamy dopiero trzy klasy szkoły podstawowej, ale już nasze dzieci wyróżniają się w różnych konkursach. Po pierwszej klasie czytają, a w wioskach – po piątej czy szóstej, bo taki jest poziom nauczania. Chodzi nam też o chrześcijańskie wychowanie, którego brakuje w wielu rodzinach. Chcemy przyciągnąć do Kościoła rodziców, szkoła jest okazją do mówienia im o Panu Bogu. W parafii potrzebujemy młodych ludzi do przejęcia większej odpowiedzialności. Misja ciągle utrzymuje się dzięki pomocy napływającej z zewnątrz. I tutaj chcę podziękować za pomoc, która stale płynie do nas z diecezji gliwickiej i opolskiej. Zawsze powtarzam moim parafianom: dzisiaj jestem, ale jutro może nie być mnie, ani innego księdza, a parafia musi funkcjonować. Ktoś będzie musiał prowadzić modlitwy, otwierać kościół, utrzymywać szkołę. Szkoła jest jednym ze sposobów ewangelizowania młodego pokolenia. Trzeba docierać do ludzi, dlatego odwiedzamy ich domy, aby wspólnie się modlić, być bliżej nich i rozmawiać z nimi, bo tylko tak mogę poznać ich problemy. Nie mogę tylko wymagać i moralizować, ale musze pokazać im np. wartość małżeństwa. Tak było w przypadku par żyjących w konkubinacie i w tym roku już cztery zdecydowały się na ślub.

Co przyciąga ich do Kościoła?

– Niektórzy twierdzą, że przychodzą do kościoła ze względu na to, jak mówię o Panu Bogu.

Czyli jak?

– Wiem, że mówię do prostych ludzi, większość z nich zaledwie skończyła podstawówkę. W kazaniach, zawsze w odniesieniu do Ewangelii, staram się mówić o tym, co Pan Bóg czyni w moim życiu. Ludzie oczekują świadectwa, dlatego dzielę się swoim przeżywaniem wiary, moim spotkaniem z Bogiem. Chcę, żeby potrafili utożsamić się z Panem Jezusem, zrozumieli, że to jest Emmanuel, Bóg z nami, Ktoś bardzo bliski, kto zna nasze problemy i to, co przeżywamy, bo sam też tego doświadczył. Kiedy rozpoczynałem moją pracę w Iscozacin, dosłownie nie było nic. Po 11 latach mamy wszystko, i to służy ludziom. Wymiaru duchowego nie da się tak zmierzyć. To ziarenko gorczyczne jest, ale ukryte. Czasem żeby wyrosło drzewo, potrzeba pokolenia. Cieszę się, że ciągle zgłasza się ktoś, kto chce zostać katechetą, współpracować, bo to znaczy, że wspólnota dojrzewa. Ale na razie nie ma powołania kapłańskiego z naszej parafii.

Jak wygląda Kościół w Ameryce Południowej w porównaniu z Europą?

– Jest w nim więcej dialogu ze świeckimi, co wynika z braku kapłanów, ale też potrzeby zorganizowania planu duszpasterskiego. W Peru wypracowujemy roczny plan pracy odpowiadający potrzebom parafii, misji czy diecezji. Biskup spotyka się raz w roku z misjonarzami, aby opracować roczny i zweryfikować pięcioletni plan duszpasterstwa w wikariacie. Oczywiście każda parafia jest trochę inna i realizuje te zadania na miarę swoich możliwości.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy