Spotykamy się w rodzinnym studiu fotograficznym przy Krakowskiej, chociaż mówić będziemy o gotowaniu i koniach.
Wrodzinie Kingi Paruzel wszyscy dobrze gotują. – Tradycją rodzinną był wspólny obiad w niedzielę. W tygodniu przygotowywała go babcia. Zawsze był budyń, ale nie z paczki, tylko robiony starymi sposobami, z kakao i mąki ziemniaczanej. Nam, dzieciom, babcia kazała trzeć jabłko z marchewką, żeby były witaminy. Czasem mieliśmy dosyć, bo to była porcja dla sześcioosobowej rodziny – wspomina. Mieszka w Zbrosławicach, sama zaczęła gotować dopiero jak wyszła za mąż, ponad pięć lat temu. Pierwszym wyzwaniem był rosół. Robiła go ze słuchawką w ręce, pod dyktando mamy i teściowej. To jej ulubiona potrawa. – Rozgrzewa, poprawia mi nastrój, lubię zapach rosołu w domu – wymienia zalety.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.