Ciągle jesteśmy w siódmym dniu stworzenia. Bóg patrzy na nas i nie może wyjść z podziwu – powiedział o. Adam Szustak w Gliwicach.
Wieczorne spotkanie w Gliwicach z dominikaninem o. Adamem Szustakiem odbyło się 14 grudnia w kościele Chrystusa Króla. Konferencję w Adwencie i o Adwencie zatytułował: „Nocny Złodziej. Dla tych, którzy czekają na świt”.
– On chce okraść szatana z nas. Zabrać nas jako Swoją zdobycz. Przyjdzie jak złodziej, bo dostanie się do tych miejsc, która pozamykaliśmy przed Nim. Ale On potrafi wejść tam, gdzie drzwi są zamknięte na zamek – powiedział dominikanin.
O. Adam Szustak, duszpasterz akademicki do niedawna związany z krakowską „Beczką”. Wiele jego kazań, również tam wygłoszonych, dostępnych jest w Internecie. Obecnie mieszka w Łodzi, chociaż większość czasu jest w drodze, bo jako rekolekcjonista i kaznodzieja odwiedza różne miejsca. Można go „spotkać” na www.langustanapalmie.pl i na facebooku.
Spotkanie w Gliwicach zaczął „od początku”, czyli od obrazu stworzenia człowieka, kiedy Bóg zachwycił się tym, co zobaczył. – Ciągle jesteśmy w tym siódmym dniu stworzenia. Bóg cały czas siedzi i nie może wyjść z podziwu. Z Jego strony nic się nie zmieniło, ale czy my tak się czujemy – pytał.
I wskazał na dwa imiona, którymi Jezusa nazywali „żarłok” i „pijak”, przyjaciel celników i grzeszników. I nawiązując do greckiego tłumaczenia, dookreślił je jako „pożeracz” i „winopijca”. – Bóg ma w sobie niezwykłą żądzę pożerania tego, co złe. Jeśli są jakieś winy w tym świecie, to On bardzo chętnie je wypije – przekonywał o. Szustak.
Nawiązał do dwóch fragmentów biblijnych. Z księgi Ezechiela, gdzie razem z prorokiem przechodzimy przez kolejne komnaty. I możemy spotkać się ze swoim grzechem, uzależnieniem od relacji z ludźmi, zobaczyć to, do czego w swoim życiu Boga nie dopuszczamy, z czym chcemy radzić sobie sami.
Druga scena to spotkanie przy studni Jezusa i kobiety z Samarii (z Ewangelii św. Jana). – Ona naprawdę miała dosyć mocno przegrane życie. Pewnie myślała, że nie jest nic warta. Może pięciokrotnie usłyszała, że jest nikim – od kolejnych swoich mężów, którzy kiedyś ponoć ją kochali. Zobaczmy siłę destrukcji, która była w tej kobiecie – mówił dominikanin.
A Jezus zaprosił ją, żeby zajrzała w siebie, jak do studni. Tam, gdzie od dawna wolała nie zaglądać. – Żeby nazwała rzeczy po imieniu. To jest też nasze spotkanie. Jeśli chcesz dobrze przygotować się do tych świąt, to ponazywaj te miejsca po imieniu. Nie udawaj, że jesteś lepszy niż jesteś. Ale nie po to mamy do tej studni zajrzeć, żeby powiedzieć: jestem beznadziejny. Po to, żeby On postawił na tym wszystkim krzyż. Najlepiej w konfesjonale. Boże miłosierdzie, które tam spotykasz, to nie jest sąd nad człowiekiem, powiedzenie: tylko żeby było lepiej, żebyś się bardziej postarał. Tam siedzi Ten, który chce ci pożreć całe zło, wypić wszystkie twoje winy, zrobić krzyż i powiedzieć: idź chłopie i żyj – przekonywał dominikanin.
Kobieta z Samarii dzban, z którym przyszła, zostawiła przy studni. To, co do tej pory było ważne. I poszła opowiedzieć o tym, co ważniejsze. Co się zdarzyło, kiedy spotkała Jezusa. – My przygotowujemy się nie na święta, wigilijną kolację, oglądanie telewizji, ale na to, że się z Bogiem spotkamy – powiedział o. Szustak.
Zachęcał do tego, żeby w pozostałym jeszcze czasie Adwentu tak, jak prorok przejść przez te komnaty z 8. i 9. rozdziału Księgi Ezechiela i usiąść z Jezusem przy studni, jak kobieta z 4. rozdziału Ewangelii św. Jana.
– Jak to zrobicie, a potem poprosicie Pana Jezusa, żeby to, co zobaczycie złego w sobie pożarł i wypił, to już jest Wigilia, są święta. Wtedy mamy Boże Narodzenie, wtedy Pan Jezus może wszystko zrobić, wszystko naprawić. Wtedy całkowicie się zmienia życie – przekonywał dominikanin.