Dużo ostatnio słyszę o odwadze. Nie takiej, która z założenia zmienia bieg historii, ale zwykłej, codziennej.
Wspominamy dziś księdza Jerzego Popiełuszkę, który mówił w kazaniu w 1982 roku, że „odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności”. W jego przypadku i odwaga była nietuzinkowa, i wolność miała kontekst historyczny. Ale sens tego zdania jest czytelny też w tej zwykłej codzienności, nie szytej na miarę Błogosławionego.
Zrozumiały to siostry ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości prowadzące w Wojsce ośrodek dla chłopców. Ci, chociaż mają po kilka czy kilkanaście lat, zdobyli już trudną wiedzę o życiu. Dlatego siostry wybrały im dobrego patrona – właśnie księdza Jerzego. – Patrona odważnego, bo ci chłopcy potrzebują dużo odwagi, żeby w miejscach, do których wracają, potrafili być inni – w tym pozytywnym znaczeniu. Zachować się wbrew funkcjonującym tam zasadom – mówi siostra dyrektor.
Zrozumieli to także studenci z jednej ze wspólnot istniejących w diecezji, którzy w rozmowie o sprawach zasadniczych dużo mówili właśnie o odwadze. Tej wbrew zewnętrznym naciskom i własnym lękom, a wynikającej z poczucia wolności i poczucie wolności dającej. tej, która ostatecznie ma swoje źródło w Bogu i to nie jest pusty frazes, dlatego oni mają odwagę mówić pełnym głosem, nie chować się za poglądy innych, nawet jeśli ich własne są niepopularne w środowisku.
W tym kontekście przypomniało mi się spotkanie w Muzeum Górnośląskim z okazji otwarcia wystawy o powojennych losach bytomskiej społeczności żydowskiej i o czasie trudnych wyborów w Marcu 1968. Na wernisaż do Bytomia z różnych stron świata zjechali się ci, którzy stanęli wtedy przed dylematem – wyjechać czy zostać. Mówili o zawiedzionych przyjaźniach, zerwanych z dnia na dzień znajomościach, które nie wytrzymały tej próby. Dużo było gorzkich słów. I trochę jasnych wspomnień ratujących ten obraz. Na przykład pożegnanie na dworcu przez kolegę ze studiów i jego słowa na peronie: nie jestem tu, żeby ci pilnować walizki, ale żebyś z Polski nie wyjeżdżał sam. Po prawie 50 latach wraca historia o jedynym z roku, który odważył się przyjść na dworzec... Dziś już nieżyjącym, dlatego kolega prosi uczestników wernisażu, żeby uczcili jego pamięć. I nie ma w tym patosu, jest żywy obraz tamtej i dzisiejszej wdzięczności.
W dniu, kiedy wspominamy odważnego Błogosławionego, warto pomyśleć o takich zwykłych wydarzeniach, które mogą wydawać się bez znaczenia. Ich wartość jest w odwadze bycia w zgodzie z samym sobą.