Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Mój kawałek Indonezji

Na co dzień zajmuje się usługami dla branży spożywczej i medycznej. Po pracy ucieka w świat swojego podwodnego królestwa. Największe marzenie? Mieć tyle koralowców, żeby nie było widać tylnej ścianki akwarium.

Nie jest może monumentalne, ale niebieska łuna emanująca z niego pozwala zapomnieć o rozmiarze. Łatwo dać się wciągnąć w świat feerii barw, filigranowych kształtów i rytmicznego falowania, w takt którego podryguje całe podwodne życie w akwarium pana Jarosława. Dlaczego nie kot, nie chomik, tylko akurat koralowce? Po co? – Od dzieciństwa interesowałem się akwarystyką, rodzice kupili mi mały zbiornik i kilka rybek – wspomina Jarosław Grzeszczak z Bytomia. – Z czasem, gdy mama i tata widzieli, że dobrze się nimi zajmuję, dostawałem większe akwaria, a w nich ciekawsze gatunki. Później przyszła pora na poważne hodowle, ale wciąż słodkowodne. Od pięciu lat zajmuję się już tylko dużymi koralowcami. Żona ucieka z domu

Skały koralowe, szczepy i ryby

sprowadzane są z Indonezji, Malezji lub innych egzotycznych krajów. Pan Jarosław nie ukrywa fascynacji różnorodnością podwodnego życia, z zapałem pokazuje kolejne okazy i systematyzuje: są koralowce miękkie, czyli bez szkieletu wapiennego, są średnio twarde LPS-y, które mają duże polipy, oraz twarde SPS-y z małymi polipami. Niektóre są łatwiejsze w utrzymaniu, inne wymagają sporej wiedzy i niezwykle stabilnych warunków fizykochemicznych. Wystarczy orientować się w podstawowych parametrach wody – zachęca bytomianin. – Nie „przerybiać”, nie przekarmiać... a rodzinę i znajomych ostrzec, że tabliczka czekolady w lodówce to tak naprawdę ładnie opakowane, mrożone robaki na pokarm.

Wtedy można cieszyć się ze wzrastającego życia, a to główny cel każdej hodowli. Jednak praca z koralowcami to nie tylko przyjemność z podziwiania głównego akwarium. Pod nim znajdują się jeszcze cztery mniejsze zbiorniki – rezerwa wody, filtr oraz przejściowy dom dla autystycznej rybki. Tam też pracuje serce całego systemu, czyli odpieniacz białek, usuwający z wody większość zanieczyszczeń i szkodliwych związków. – Woda nie może być ani brudna, ani zbyt sterylna, dlatego kluczowy jest dobrze dobrany rozmiar filtra – tłumaczy pan Jarosław. – O tym, ile odpadów zbiera, można się przekonać, czyszcząc wsad raz w tygodniu. Śmierdzi niemiłosiernie, aż żona ucieka z domu...

Zimowe wieczory przy akwarium

Część „brudnej roboty” załatwiają same ryby – jedne oczyszczają piasek, inne niwelują pasożyty i infekcje, a nawet żywią się odchodami swoich towarzyszy. Organizmy wzajemnie się wspomagają i uzupełniają, ale o zapewnienie im odpowiednich warunków musi zadbać sam właściciel. – Regularnie kontroluję poziom zasolenia wody, wypośrodkowany tak, by dogodzić wszystkim mieszkańcom akwarium. Podczas upałów chłodzę akwarium zwykłym wentylatorem pokojowym, bo temperatura wody nie może przekroczyć 30°C – pan Jarosław wskazuje na termometr, a słupek rtęci niepokojąco zbliża się do dwudziestej ósmej kreski. – Za to w zimie nie potrzebujemy kaloryfera w pokoju. Dzięki temu w całym domu panuje egzotyczny mikroklimat. Bardziej dotkliwe od opłat za wodę są rachunki za prąd. Koralowce potrzebują światła podobnego do tego, jakie znają z oryginalnych warunków. Pojedyncze promyki słońca wpadające przez okno nie wystarczą, więc na jeden litr wody przypada 1W energii, którego dostarczają specjalne lampy. Oprócz tego pracują zintegrowany system pompek i inne urządzenia. Niektórzy hodowcy wyposażają się nawet w czujnik, który wysyła wiadomość SMS w przypadku awarii zasilania. Hodowla koralowców to nie zabawa z domowym pupilkiem – raczej wymagający proces. To pasja. Pewnie inna niż zbieranie znaczków albo fotografowanie pociągów, ale rozpalająca do głębi. Podobnie jak sportowiec przegrywa walkę o medal, tak też hodowca koralowców może ponieść spektakularną porażkę, kiedy jeden błąd zniweczy wiele lat pracy i poświęcenia. A do czego porównać zwycięstwo? – To satysfakcja z utrzymywania hodowli. Gdy za szybą trzaska mróz i szaleje zawierucha, a okno do połowy zasypane jest śniegiem, siadamy z żoną przed akwarium i kontemplujemy toczącą się w nim akcję. Oto największa nagroda.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy