Na co dzień zajmuje się usługami dla branży spożywczej i medycznej. Po pracy ucieka w świat swojego podwodnego królestwa. Największe marzenie? Mieć tyle koralowców, żeby nie było widać tylnej ścianki akwarium.
Nie jest może monumentalne, ale niebieska łuna emanująca z niego pozwala zapomnieć o rozmiarze. Łatwo dać się wciągnąć w świat feerii barw, filigranowych kształtów i rytmicznego falowania, w takt którego podryguje całe podwodne życie w akwarium pana Jarosława. Dlaczego nie kot, nie chomik, tylko akurat koralowce? Po co? – Od dzieciństwa interesowałem się akwarystyką, rodzice kupili mi mały zbiornik i kilka rybek – wspomina Jarosław Grzeszczak z Bytomia. – Z czasem, gdy mama i tata widzieli, że dobrze się nimi zajmuję, dostawałem większe akwaria, a w nich ciekawsze gatunki. Później przyszła pora na poważne hodowle, ale wciąż słodkowodne. Od pięciu lat zajmuję się już tylko dużymi koralowcami. Żona ucieka z domu
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.