0m 49s

Coś niebieskiego, coś pożyczonego

– Rosjanie wkraczali do Lwowa, Niemcy uciekali, a myśmy w tym czasie brali ślub – opowiada Irena Huk.

Agnieszka Kliks-Pudlik

|

07.08.2014 00:00Gość Gliwicki 32/2014

dodane 07.08.2014 00:00
0

Ona i jej mąż Władysław pochodzą ze Lwowa. Tam się urodzili, dorastali, poznali i pobrali 31 lipca 1944 roku. – Wtedy już wiedzieliśmy, że Lwów nie będzie polski i baliśmy się rozłączenia, przeniesienia w inne miejsce – wspomina pani Irena. Pochodzą z dwóch krańców miasta, a poznali się dzięki koleżance. Pan Władysław jest o cztery lata starszy od swojej żony, urodził się w 1920 roku. Po ukończeniu gimnazjum obowiązkowo musiał wstąpić do podchorążówki.

Dziękujemy, że z nami jesteś

Subskrybuj i ciesz się nieograniczonym dostępem do wszystkich treści

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy