Wszystkie nasze dzieci

Mira Fiutak

|

Gość Gliwicki 05/2024

publikacja 01.02.2024 00:00

– Nie jesteśmy po to, żeby zabierać dzieci rodzicom albo wyręczać ich w wychowaniu, ale żeby przejąć opiekę, jeśli oni w danym momencie nie mogą się nimi zajmować – mówią Edyta i Andrzej Korcowie.

Na wakacjach. Na wakacjach.
Archiwum prywatne

Od prawie ośmiu lat prowadzą Rodzinny Dom Dziecka w Gliwicach-Sośnicy, a od roku wspomaga go prężnie działająca fundacja, którą zajmuje się ich córka. Przez te wszystkie lata przyjęli 19 dzieci, a z każdym z nich przyjęli też jego historię życia.

Mają czworo własnych, dorosłych już dzieci. Obecnie razem z nimi mieszka dziesięcioro, w tym ośmioro w pieczy zastępczej. Jest też Lena, adoptowana przed rokiem, i Dominika, która ukończyła już 18 lat, ale została z nimi. O wszystkich mówią: „nasze dzieci”. – Na zebraniu w szkole nie zaznaczamy, że jesteśmy ich rodziną zastępczą, tylko że to są nasze dzieci, bo dziecko musi przynależeć do kogoś – podkreśla Edyta Korzec.

Lenę adoptowali, ponieważ jej sytuacja była wyjątkowo skomplikowana i trudna. – To była decyzja całej rodziny, bo w razie czego to rodzeństwo będzie musiało przejąć nad nią pieczę – zaznacza mama.

Dominika mieszka z nimi od 7 lat, a po swoich 18. urodzinach zamiast „ciociu” i „wujku” – jak to jest w rodzinie zastępczej – zaczęła mówić do nich „mamo” i „tato”. Skończyła szkołę o profilu fryzjerskim, obecnie uczy się w 2-letnim technikum. − Dziecko powinno usamodzielnić się, będąc jeszcze w pieczy, bo to jest dla niego najlepsze – podkreśla Edyta.

Jak zostali rodziną zastępczą?

Są zawodową rodziną zastępczą, mającą formę rodzinnego domu dziecka. Skąd taka decyzja? – Właściwie zdecydowały za nas nasze dzieci – odpowiadają. Ich syn Michał, dzisiaj 31-letni, miał w gimnazjum kolegę, którego mama wyjeżdżała do pracy za granicę. W związku z tym była obawa, że chłopiec trafi do domu dziecka. Wtedy podjęli decyzję, że pomogą. Podpisali z jego mamą odpowiednie dokumenty u notariusza i zajmowali się nim, a potem wspierali go aż do matury.

Kiedy starsi synowie wyprowadzili się już z domu, córki zaproponowały, żeby zaprosić na święta dzieci z domu dziecka. Zdawali sobie sprawę z tego, że nie można tak kogoś przyjąć na chwilę. Potem poszli na spotkanie informacyjne dla rodzin zastępczych i wkrótce rozpoczęli szkolenia. Po zakończonym kursie w połowie 2016 roku przyjęli pod swój dach cztery siostry, wśród których była Dominika.

– My nie jesteśmy po to, żeby rodzicom dzieci zabierać, ani po to, żeby ich wyręczać w wychowaniu, ale żeby przejąć opiekę, jeśli rodzice w danym momencie nie mogą się nimi zajmować – wyjaśnia Edyta Korzec.

Czasem ten moment się przedłuża i sytuacja jest nieodwracalna. Wtedy najlepiej – jeśli dziecko ma uregulowaną sytuację prawną – znaleźć dla niego rodzinę adopcyjną. W zastępczej powinno być do 1,5 roku. – Nie powinniśmy oceniać tych rodziców, bo to są bardzo różne sytuacje. Jeżeli te matki same nic nie dostały, to co one mają dać swoim dzieciom? Najłatwiej jest kogoś ocenić – zaznacza.

Właśnie są w trakcie adopcji jednego z dzieci. 4-letnia Jessica była u nich przez trzy lata. – To jest trudny czas, bardzo to przeżywamy, ale czujemy też radość, bo widzimy, jak bardzo ktoś czekał na to dziecko. Odwiedziliśmy ich niedawno. Mówili, że mała często opowiada o cioci i wujku. A kiedy wychodziliśmy, nie chciała z nami wyjeżdżać, ale żebyśmy to my u nich zostali. To dobrze, to znaczy, że tam już jest jej dom – mówi Edyta.

– Wszystkie nasze dzieci dobrze się uczą – podkreśla. Wśród nich są również Nikola i Jana z Ukrainy. Dziewczynki nie są ofiarami wojny, ale kiedy przyszły do nich rok temu, nie znały ani jednego polskiego słowa. Od razu poszły do szkoły i dziś świetnie mówią po polsku.

Życie ma najlepsze rozwiązania

W domu mają swój codzienny rytm, w którym funkcjonują. To pomaga dzieciom. Są dyżury w kuchni, razem jedzą obiad, potem wszyscy odrabiają zadanie domowe. – Ja zawsze byłam poukładana, zorganizowana, a teraz wiem, że nie planuje się, bo nie wiadomo, co się wydarzy. Nauczyliśmy się spontaniczności i tego, że życie przynosi najlepsze rozwiązania – mówi.

Podkreśla, że dzieci sporo czytają, bo korzystają z telefonów tylko w wyznaczonych godzinach. Mają różne zajęcia popołudniowe – chodzą na dżudo, piłkę nożną i ręczną, gimnastykę, dziewczynki należą do Dzieci Maryi, a chłopcy do grupy ministrantów. Starają się też dużo podróżować. Wtedy wsiadają w 9-osobowy samochód rodzinny, a reszta dojeżdża drugim autem albo pociągiem.

Mąż pracuje zawodowo w gliwickiej Strefie Ekonomicznej, dlatego korzystają ze wsparcia zatrudnionej na zasadzie „godzin pomocowych” osoby, którą wszyscy nazywają ciocią Gosią. Syn Michał wraz z żoną Kamilą również ukończyli kurs na rodzinę zastępczą, żeby w razie konieczności móc przejąć opiekę nad dziećmi.

Widzą też dużą potrzebę funkcjonowania rodzin pomocowych. Takich, które mogłyby ich zastąpić na dłuższy czas, np. wyjazdu na weekend czy urlopu. – Ustawa mówi, że w czasie naszego urlopu dzieci powinny trafić do innej rodziny zastępczej, ale dobrze by było, gdyby to były jakieś bliskie osoby, znane dzieciom. Wtedy to jest dla nich naturalne – mówi Edyta.

Przed rokiem założyli Śląską Fundację na rzecz Rodzicielstwa Zastępczego „Gryfne Bajtle”, poprzez którą chcą propagować pieczę zastępczą. To też możliwość pozyskiwania środków z różnych dostępnych projektów. W tej roli świetnie sprawdza się ich córka Aleksandra, 23-letnia studentka pedagogiki specjalnej na Uniwersytecie Śląskim oraz zarządzania sportem na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach.

– Jesteśmy rodziną zawodową i wychodzimy z założenia, że powinniśmy być wydolni i umieć sobie radzić. Przecież odpowiadamy za powierzone nam dzieci, a to znaczy, że mamy zapewnić im opiekę, terapię, zadbać o nie we wszystkich aspektach. Dzieci powinny nie tylko być najedzone, wyspane i zadbane, ale też realizować swoje pasje, rozwijać się – podkreśla mama.

Wymienia przykłady różnych projektów, z których korzystali, jak 3-tygodniowy pobyt w hotelu w Ośrodku Przygotowań Paraolimpijskich w Wiśle, wakacje z Fundacją Marka Kamińskiego czy bardzo intensywną terapię, na którą nie byłoby ich stać.

Fundacja Gryfne Bajtle

Dzięki założonej fundacji dwukrotnie otrzymali też pomoc rzeczową w postaci nowej odzieży. – I to w takiej ilości, że obdarowaliśmy naszych podopiecznych, a nawet weszliśmy we współpracę z Ośrodkiem Pomocy Społecznej, gdzie przekazaliśmy kilkanaście kartonów – mówi Aleksandra Korzec. – Ciągle powtarzamy, że te dzieciaki są pełnowartościowe, dlatego powinny też mieć takie ubrania, żeby nie odbiegać od reszty rówieśników – podkreśla.

W ubiegłym roku w ramach akcji „Zamień komórkę na planszówkę”, organizowanej przez DB CARGO, dostali też dużo gier planszowych. W związku z tym planują zorganizować wydarzenie pn. „Planszówka z rodziną zastępczą” – zabawę dla dzieci i okazję do spotkania się rodziców, którzy będą mieli czas na rozmowę, wymianę doświadczeń i po prostu odpoczynek.

Przed świętami zorganizowali w Parku Handlowym „Arena” akcję pn. „Choinka życzeń”. Razem z dziećmi ozdobili drzewko bombkami z wypisanymi życzeniami podopiecznych fundacji z różnych rodzin zastępczych. Robiący zakupy w centrum mogli wziąć taką bombkę i spełnić marzenie konkretnego dziecka. W przeddzień Wigilii rozdali ponad 40 paczek. – Wszystkie marzenia, konkretne marzenia tych dzieci, zostały spełnione. Bo one, podobnie jak wszystkie inne, cieszą się z tego, co sobie wymarzyły, a nie z czegokolwiek, np. z ósmego misia – mówi Aleksandra.

W grudniu był też wyjazd do Energylandii, poprzedzony zbiórką pieniędzy na bilety. Od proboszcza parafii św. św. Apostołów Piotra i Pawła w Piekarach Śląskich-Kamieniu dostali 1000 złotych, co pokryło prawie cały koszt wycieczki. W podziękowaniu przesłali specjalnie upieczone dla niego pierniczki. Szukają różnych form promocji i pozyskania środków – nakręcili film o ich domu, z powodzeniem wzięli udział w konkursie dla rodzin zastępczych polegającym na „ożywieniu obrazu”.

Kiedy ktoś chce im zrobić prezent w okazji jakiegoś święta, najchętniej wybierają wspólne wyjścia do kina, na basen czy na trampoliny. – Bo najbardziej brakuje czasu spędzanego razem. Jak się go teraz nie wykorzysta, to jutro może już go nie być – mówi Edyta Korzec.

Kilka lat temu otrzymała tytuł Przyjaciel Rodziny w konkursie organizowanym przez Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej Województwa Śląskiego. W bieżącej edycji jako fundacja zgłosili do niego proboszcza parafii św. Jacka w Sośnicy ks. Krzysztofa Śmigierę, za jego różnorodne działania na rzecz środowiska lokalnego. W przygotowanie wniosku zaangażowali się gliwiccy samorządowcy, przedstawiciele lokalnej oświaty i parafii. Podczas Sośnickiego Koncertu Kolęd – wydarzenia, które co roku gromadzi pełny kościół ludzi – ogłosili, że proboszcz znalazł się w piątce laureatów. Ich dzieci również miały swoją rolę w tym koncercie, śpiewały w scholi. A druga grupa zaangażowana była w kolędowanie misyjne dzieci w parafii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.