O powierzaniu odpowiedzialności świeckim, ŚDM-owych kontaktach i sąsiedzkiej pomocy opowiada ks. Szymon Zurek, misjonarz w Boliwii.
Mira Fiutak /Foto Gość
Mira Fiutak: Kropką nad i w podjęciu decyzji o wyjeździe na misje była pewna audycja radiowa...
ks. Szymon Zurek: Tak, w uroczystość Trzech Króli werbista o. Mirosław Piątkowski opowiadał w Radiu eM o swojej pracy w Argentynie. Ale wcześniej też już o tym myślałem. Mocno poruszyło mnie wezwanie papieża Benedykta XVI do polskich księży, żeby nie obawiali się opuścić swoich miejsc, gdzie dobrze się czują, i pomóc tam, gdzie brakuje kapłanów.
Boliwia była Księdza wyborem?
Wyraziłem gotowość wyjazdu do Ameryki Południowej, bez konkretnego wskazania. Biskup Jan Kopiec sugerował Boliwię, bo byli tam nasi misjonarze. Ksiądz Artur Chwaszcza już pracował, po mnie przyjechał ksiądz Piotr Lewandowski (zginął w ubiegłym roku). Ale byliśmy w różnych diecezjach, ja od razu trafiłem do Santa Cruz. Przez cztery miesiące po przyjeździe pracowałem w parafii z księdzem boliwijskim, a potem zostałem proboszczem nowo utworzonej parafii, wydzielonej z większej wspólnoty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.