Doświadczenia z górnej półki

Mira Fiutak

|

Gość Gliwicki 23/2019

publikacja 06.06.2019 00:00

Kiedy Paweł po raz pierwszy przyjął ciało Pana Jezusa, usiadł w ławce i zawołał głośno: „Przyszedł!”, a potem zaczął klaskać.

I Komunia św. 29-letniego Patryka i 11-letniego Wiktora. I Komunia św. 29-letniego Patryka i 11-letniego Wiktora.
Archiwum ośrodka

W czasie poprzedniego, 413. turnusu rehabilitacyjnego w Ośrodku Rehabilitacyjnym św. Rafała Archanioła w Rusinowicach, do I Komunii św. przystąpiło dwóch uczestników. Jeden miał 11 lat, a drugi 29. Czasem droga do spotkania z Jezusem w Eucharystii jest dla nich bardzo długa. – Nie każdy ksiądz jest oligofrenopedagogiem, nie każdy ma umiejętność pracy z dzieckiem niepełnosprawnym – mówi s. M. Olga Mura AM, która pracuje w ośrodku od 20 lat, jest kierownikiem działu terapii zajęciowej. – Nieustannie uczę się ich świata, emocjonalności, postrzegania rzeczywistości – podkreśla.

Kiedy zaczynała w ośrodku pracę katechetyczną, sięgała do materiałów o przygotowaniu dzieci niepełnosprawnych do sakramentów, ale w praktyce niewiele z nich skorzystała, dlatego stworzyła własny, autorski program. – I on też nie pasuje do każdego – zastrzega.

– Jest modyfikowany, dostosowywany do potrzeb danego dziecka. To, że jestem z nimi na co dzień, pracuję w sali doświadczania świata, widzę, jak reagują, pomaga mi w katechezie – wyjaśnia. Na miejscu są też dwie inne siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej – pielęgniarka s. M. Magdalena Wejman i s. M. Michalina Daniel, która jest katechetką w szkole. – Niezwykłe jest to przekonanie dzieci niepełnosprawnych, że Bóg jest. Relację z Nim mają inną niż my, inaczej postrzegają sacrum. Świat abstrakcji ze względu na upośledzenia w różnym stopniu jest im niedostępny, ich myślenie jest konkretne, dlatego kiedy mówię, że w tym białym kawałku chleba ukrywa się Pan Jezus, to dla dziecka to jest oczywiste. I jest o tym tak bardzo przekonane, że już nic tego nie zmieni, już nigdy nie zwątpi w Jego obecność. Nasze dzieci w swojej wierze są proste, prostolinijne i czyste – mówi. Na przykład wtedy, kiedy po spowiedzi rozpromienione podbiegają do tabernakulum i je całują.

Oczy przytakują

Katecheza prowadzona jest emocjonalnie, bo to właśnie emocje bardzo często są sygnałem, że dziecko rozumie przekazywane treści. – Reakcje emocjonalne są dla nas odpowiedzią. Ktoś może uważać, że to przypadek. Oczywiście weryfikujemy ich zachowanie przez kilka katechez. Ale nie może być przypadkiem to, że kiedy śpiewam na przykład „Sercem kocham Jezusa”, ono za każdym razem w tym samym miejscu i w ten sam sposób reaguje. W tym już jest intencjonalność – wyjaśnia. Każde przygotowanie do Komunii jest indywidualne. – To zawsze jest inna przygoda – mówi z uśmiechem s. Olga. – Nie wiadomo, gdzie porwie nas Pan Jezus. W toku katechezy trafiamy na różne trudności, pojawiają się obawy rodziców. Wtedy im mówię: „My zróbmy wszystko, co możemy, a resztę zostawmy Panu Bogu”. I jego łaska działa niewiarygodnie. Nie pamiętam, ile osób przez te lata było przygotowanych i przystąpiło w ośrodku do I Komunii św., ale nie było takiej, która by nie mogła przyjąć Jezusa. Czasem to trwa dłużej, kilka turnusów. Ale to, co Pan Jezus mówi: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”, to jest absolutna prawda – podkreśla. – Przygotowania do przyjęcia sakramentów to takie doświadczenia z górnej półki… My jesteśmy tylko narzędziem, ale dotykamy czegoś, co jest łaską, sacrum, które tu działa, a Duch Święty w swojej mocy prowadzi – mówi.

Czasem w pierwszym kontakcie s. Oldze wydaje się, że dziecko nic nie rozumie. A potem widzi jego oczy, które przytakują czy wybierają obrazki, które są odpowiedzią na pytanie. – I wiem, że do tego dzieciaka wszystko dociera. Dużą pomocą są rodzice, oni pierwsi tłumaczą, jak dziecko się komunikuje. I to oni kładą fundament, bo wiadomo, że bez tego nie udałoby mi się przygotować dziecka do Komunii w czasie jednego turnusu – mówi.

Czyste pragnienie

Siostra Olga przywołuje też dokument Benedykta XVI – posynodalną adhortację apostolską „Sacramentum caritatis” z 2007 r., w której papież pisze: „Należy również zapewnić Komunię eucharystyczną, na tyle, na ile to jest możliwe, osobom upośledzonym umysłowo, ochrzczonym i bierzmowanym: otrzymują one Eucharystię w wierze, również w wierze ich rodziny lub wspólnoty, która im towarzyszy”. Bo to przecież najbliżsi, najczęściej rodzice tych osób, będą odpowiedzialni za ich wiarę i przystępowanie do sakramentów. – A dla wielu z nich to jest niezmiernie ważne, żeby ich dzieci mogły w jeszcze głębszy sposób być zjednoczone z Panem Jezusem – mówi siostra. Razem z ks. Franciszkiem Balionem, pierwszym i wieloletnim dyrektorem ośrodka w Rusinowicach, wspominają Mateusza. – Jego oczy dużo mówiły, ale nie były na tyle skoordynowane, by mogły wybierać obrazki – wspomina siostra. Mieli wątpliwości, czy rozumie przekazywane treści. W takich momentach zawsze przychodzi jakieś potwierdzenie. W przypadku Mateusza było to… mycie zębów. Czynność, która wywoływała jego sprzeciw i agresję. Ten przykład posłużył do rozmowy o grzechu. Po jakimś czasie, na kolejnej katechezie, mama mówi: „Siostro, chyba stał się cud”. Od tamtego spotkania Mateusz pozwalał sobie umyć zęby – bez buntu, agresji. To była dla nich odpowiedź. W katechezie trzeba odwoływać się do znanych dziecku doświadczeń, a na pewno są nimi choroba, ból, szpitale, lekarze, rehabilitacja… Łatwiej zrozumieć, że kiedy przychodzi grzech, serce choruje, a Tym, który je leczy, jest Jezus. Proste pytania z katechezy s. Olga „testuje” czasem na dzieciach spoza ośrodka przygotowujących się do I Komunii. I widzi, jak inne akcenty często przysłaniają im istotę tego, co się ma wydarzyć. – Niesamowite jest dla mnie to czyste pragnienie Pana Jezusa u naszych dzieci. One nie myślą o tym, że będą prezenty, goście, strój komunijny… Dlatego te uroczystości są takie wzruszające. Moja wiara buduje się na ich pragnieniu. Kiedy widzę, jak dzieciaki pragną Pana Jezusa, to wiele razy sama pytam: „Czy ja Ciebie, Panie Jezu, tak pragnę jak one?” – mówi siostra. Widziała to u Kasi, która w trakcie przygotowań na Mszach „wykłócała się” o Pana Jezusa – tak bardzo nie mogła się doczekać.

Albo u autystycznego Seweryna, który w każdym sklepie chwalił się, że czeka na Komunię. Kiedy przy bierzmowaniu dostają krzyż od bp. Jana Wieczorka, noszą go już do końca turnusu. A często mają też go na szyi, kiedy przyjeżdżają na kolejny. Siostra Olga spotyka się z determinacją, ale też z bezradnością rodziców. Do dziś wspomina mamę Fabiana. Mówi, że była jak Syrofenicjanka z Ewangelii. Pewnego dnia weszła do sali i od drzwi zapytała: „Czy siostra przygotuje moje dziecko do Komunii?”. Nigdy nie byli na turnusie w Rusinowicach i nie planowali być. Mieszkali daleko od ośrodka. Kiedy zapytała, czy dadzą radę dojeżdżać, usłyszała od zdesperowanej kobiety: – Tak, nawet codziennie. Wszędzie byłam i nikt nie chce go przygotować.

Masz czyste serce, przyjdzie!

Fabian cierpi na autyzm, wypowiada tylko pojedyncze słowa. W trakcie przygotowania do I Komunii, podczas Eucharystii, w momencie przeistoczenia wyskoczył na środek. Wskazał palcem na hostię, odwrócił się do wszystkich i zawołał „Chlebek, Chlebek. Dla serduszka”. W tym roku przystąpił do bierzmowania. Czasem pojawiają się wątpliwości, czy jest „minimalna dojrzałość”, czy jeszcze przeciągnąć przygotowania? – Zawsze wtedy dostajemy odpowiedź z nieba. Pamiętam Pawła. 22 lata, dorosły facet. Pięknie, z radością przeżywał katechezy, ale wydawało mi się, że traktuje to jak bajkę, takie opowieści z obrazkami – wspomina s. Olga. Do końca mieli wątpliwości. „Zobaczymy, może na spowiedzi coś pęknie” – powiedział ks. Franciszek Balion. Był sobotni wieczór w przeddzień Komunii. Trwała spowiedź. Siostra z mamą czekały na zewnątrz i nagle usłyszały jakieś krzyki. W drzwiach stanął ksiądz, miał łzy w oczach, zawołał mamę. Po chwili razem wyszli zapłakani. Właśnie w czasie tej spowiedzi w Pawle wszystko się otworzyło. Zaczął pytać: „Przyjdzie? Przyjdzie?”. Ksiądz powiedział: „Tak, masz czyste serce, przyjdzie” i Paweł zaczął krzyczeć z radości. A w niedzielę po przyjęciu Pana Jezusa, kiedy usiadł w ławce, zawołał głośno: „Przyszedł!” – i zaczął klaskać.

Na turnusy do Rusinowic przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Często wracają, bo ważny jest dla nich wymiar duchowy. – W 60 procentach to mamy samotnie wychowujące dzieci, bo ojcowie nie wytrzymują tej sytuacji. Na początku są pytania: „Dlaczego mnie to spotkało?”, a zmaganie się z nimi może trwać latami. Niczego nie przyspieszamy, nikogo do niczego nie zmuszamy, nie przekonujemy. Po prostu robimy swoje – mówi ks. Kazimierz Tomasiak, dyrektor ośrodka w Rusinowicach. – Ostatnio przyszła do mnie pani, która jeździ tu od 10 lat. W tym czasie nie była na ani jednej Mszy. Powiedziała: „Walczyłam z Panem Bogiem, buntowałam się, teraz chcę się wyspowiadać”. Takie spowiedzi po latach nie są odosobnione, bo pobyt w Rusinowicach to też często ważny czas dla rodziców. Niekiedy turnusy są dla nich jak rekolekcje, a czasem dzięki swoim niepełnosprawnym dzieciom wracają do Kościoła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.