Dwa tygodnie przed święceniami kapłańskimi

Anna Kwaśnicka Anna Kwaśnicka

publikacja 25.05.2019 13:22

Czy warto robić "deal" z Panem Bogiem? Z uczestnikami Nocy Modlitwy świadectwami powołania dzielili się diakoni z diecezji opolskiej i gliwickiej, którzy za 2 tygodnie przyjmą święcenia kapłańskie, a także s. Adrianna Modelska SSND, która do zgromadzenia zakonnego wstąpiła 20 lat temu.

Dwa tygodnie przed święceniami kapłańskimi Diakon Piotr Kłonowski. Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Diakoni Radosław Radziwoń z parafii św. Bartłomieja w Głogówku, Michał Picz z parafii św. Anny w Bytomiu i Piotr Kłonowski z parafii Trójcy Świętej w Korfantowie mieli po kwadransie, by opowiedzieć o tym, dlaczego zostają księżmi.

- Od małego szkraba zawsze chciałem być szczęśliwy. Dążyłem do tego, w czym widziałem przyjemność. Chciałem budować wieżę z klocków Lego, to ją budowałem. Miałem pragnienie mieć samochody resoraki, to je kupowałem i zbierałem - mówił dk. Radosław Radziwoń. - W międzyczasie chciałem być ministrantem i nim zostałem. Chciałem śpiewać, więc w parafii stworzyliśmy zespół. Wydawało mi się, że każdy ministrant ma czasem taką myśl: „Radek, a może pójdziesz na księdza?”. Nie chciałem iść na księdza, uważałem, że to będzie nuda - mówił.

Opowiadał o dziewczynie, w której się zakochał w czasach licealnych. Widział w niej swoją idealną, przyszłą żonę. Spędzali ze sobą dużo czasu, ale nie byli parą. - Pojawiała się myśl o seminarium, ale uważałem, że tylko z tą dziewczyną będę szczęśliwy. Od Bożego Narodzenia zacząłem się dzień w dzień modlić, żeby ona została moją dziewczyną. Nic się działo, więc zrobiłem „deal” z Panem Bogiem, czyli zawarłem z Nim układ. Powiedziałem Mu, że poproszę tą dziewczynę, żebyśmy byli razem, a jeżeli ona się nie zgodzi, to znaczy, że Pan Bóg chce mnie w seminarium - opowiadał. Dziewczyna się zgodziła, ale ta relacja nie była udana i szybko się zakończyła.

Kolejny układ przyszły ksiądz zawarł z Panem Bogiem w klasie maturalnej, gdy wybierał uczelnię wyższą. Jeśliby nie dostał się na Akademię Obrony Narodowej w Warszawie, to poszedłby do seminarium. A jeśliby się dostał, to znaczyłoby, że Pan Bóg nie chce, żeby szedł do seminarium. Do wymarzonej szkoły został przyjęty i przeniósł się do stolicy.

- Na studiach szło dobrze. Pojawiła się kolejna dziewczyna, z którą byłem w takim związku nieformalnym, że jesteśmy razem tylko wtedy, jak jesteśmy obok siebie. Do tego kluby, alkohol i inne używki. Aż przyszło pytanie: czy jestem szczęśliwy? Nie wszystko, co nam wydaje się naszym szczęściem, rzeczywiście daje nam szczęście - podkreślał. Podjął decyzję i wstąpił do seminarium.

Tam po 3. roku, kiedy miał totalny kryzys, wziął dziekankę. To wtedy zrozumiał, że dla niego szczęściem jest pokój i bezpieczeństwo, które odkrył w kapłaństwie. - Nie polecam robienia „dealu” z Panem Bogiem - uśmiechał się.

Diakon Michał Picz też był ministrantem, ale nie myślał o tym, by zostać księdzem. - Studiowałem budownictwo w Katowicach. Poznałem kumpla, który był bardzo wyluzowanym gościem. To on pewnego dnia luźno rzucił propozycję: „Może pójdziemy do seminarium? Będzie ekstra. Cały dzień wolny, nic nie będzie trzeba robić”. To były żarty, ale od tamtego momentu myśl o seminarium zaczęła we mnie kiełkować - opowiadał.

Tłumaczył, że nie miał żadnej głębokiej motywacji, idąc do seminarium. - Tak naprawdę nie miałem też silnej wiary. Nawet Pisma Świętego nie czytałem. Stwierdziłem, że podejmuję decyzję, że idę do seminarium i zostawiam to Panu Bogu. Z czasem pragnienie kapłaństwa coraz bardziej się rozpalało - mówił.

Z kolei dk. Piotr Kłonowski nie mówił o tym, dlaczego do seminarium poszedł, ale dlaczego w seminarium został. - Po drugim roku chciałem odejść po angielsku. Rozpoczynając wakacje, wszystkie rzeczy wywiozłem do domu i nie planowałem wracać na kolejny semestr - opowiadał diakon Piotr. - Nie mam pojęcia, dlaczego wróciłem. Na trzecim roku jest posługa lektoratu, czyli pierwsza oznaka, że kleryk nadaje się do zostania księdzem. A ja siebie znam, znam swoją przeszłość, swoje słabości i swój potencjał, uważałem, że się nie nadaję. W ogóle nie wiedziałem, czy Bóg jest. Na adoracji pytałem: „Boże, czy Ty jesteś? Jeśli tak, to pokaż mi, że jesteś”. Im mocniej się modliłem, tym bardziej Go nie było - dzielił się.

Do posługi lektoratu został dopuszczony. W czasie Mszy św. miał chęć wstać i wyjść. - Modliłem się: „Boże, pokaż, że jesteś”. Podchodząc do biskupa czułem strach, miałem doświadczenie pustki i samotności. Ale kiedy podniosłem nogę, by postawić pierwszy krok, chór zaczął śpiewać „Ty, Boże, wszystko wiesz, Ty znasz moje serce”. Dla mnie to był znak od Boga, że wie, kim jestem, że zna mnie i takiego mnie chce - mówił dk. Piotr

O tym, jak trudno było odpowiedzieć Bogu „tak”, mówiła też s. Adrianna. - 20 lat temu mówiłam Bogu: „tak, ale nie teraz”. W moim sercu był lęk. Życie zakonne było dla mnie tajemnicą, bałam się, że idąc do klasztoru, zmarnuję swoje życie - dzieliła się. Opowiadała o wypadku samochodowym w drodze na Lednicę, to wtedy zrozumiała, że tak naprawdę życie, którego nie chciała oddać Bogu, do niej nie należy.

Siostra Adrianna mówiła też, że na żadnej drodze powołania raz podjęty wybór nie gwarantuje, że już zawsze wszystko będzie dobrze. - Myślałam, że raz podjęta decyzja zamieni ziemię w niebo. Tymczasem życie to walka o niebo, a my tylko podejmujemy wybór, w którym miejscu tę walkę będziemy toczyć. Czy w życiu małżeńskim, ucząc się miłości krok po kroku, czy w życiu zakonnym, też ucząc się miłości krok po kroku - tylko trochę inaczej - mówiła. Dzieliła się tym, że nieraz była rozczarowana ludźmi Kościoła, była rozczarowana swoją wspólnotą, jak i sobą samą, ale nigdy nie rozczarował jej Ten, za którym poszła, Pan Jezus.

Czuwanie odbyło się w nocy z 24 na 25 maja w kaplicy klasztoru sióstr szkolnych de Notre Dame na Małym Rynku w Opolu. Wzięło w nim udział 11 diakonów z grona tych, którzy w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego w Opolu i Gliwicach przyjmą święcenia kapłańskie, siostry szkolne oraz młodzież m.in. z Opola, Głubczyc i Krapkowic.

Modlitewne spotkanie, które muzycznie poprowadziła młodzież z Nowego Sącza wraz z s. Adrianną, rozpoczęła konferencja ks. Łukasz Knosali. Duszpasterz akademicki, sięgając do pierwszego zdania adhortacji „Christus vivit” i tematu spotkania „„Jezus żyje i chce, abyś żył”, mówił, co to znaczy żyć. Ukazywał trzy płaszczyzny w człowieku: jego myśli, jego działanie i jego przeżywanie. - Nasze głowy przemęczone są myślami, a świat lansuje wzorzec człowieka, który jest aktywny, ma dużo pracy i różnych zajęć. Ale czy tylko o to chodzi? Nie dajemy sobie czasu na przeżywanie naszego życia. Przeżywanie to spotkanie z samym sobą - wyjaśniał ks. Knosala.