Twardo po ziemi

Klaudia Cwołek:

|

Gość Gliwicki 11/2019

publikacja 14.03.2019 00:00

O swojej walce z nowotworem, otwierających się w cierpieniu nowych perspektywach i powstaniu nowenny dla chorych mówi jezuita Janusz Cechowy.

Twardo po ziemi Klaudia Cwołek /Foto Gość

Klaudia Cwołek: Mamy takie powiedzenie, że zdrowy nie zrozumie chorego. Czy spojrzenie Ojca na cierpienie po diagnozie się zmieniło?

Janusz Cechowy SJ: Kiedyś towarzyszyłem współbratu, również choremu na raka, przy jego powolnym odchodzeniu do Pana. Powiedział mi wtedy: „Wiesz, teraz, jak czytam albo słucham Ewangelię, zdaje mi się, że bardziej i więcej ją rozumiem”. Dziś mogę za nim powtórzyć te same słowa. Choroba zdaje się najlepszą drogą do Pana Boga. Oczywiście, że moje spojrzenie na cierpienie po diagnozie się zmieniło. Zresztą jak u każdego, kto pierwszy raz usłyszał taki – po ludzku myśląc – wyrok. Potrzeba mi było zachorować, by to, co mi się wydawało ważne czy najważniejsze, stało się mniej ważne, a nawet niekonieczne. To jeden z paradoksów, który płynie z Ewangelii. Bardzo trudno go przyjąć od razu, trzeba z nim się oswajać i uczyć każdego dnia. Choroba otwarła przede mną inne perspektywy, inne przestrzenie, a także inne wyzwania dla mnie jako księdza. To, co głoszę, albo czasami jedynie usiłuję głosić, jest przypieczętowane cierpieniem. I chociaż nikt nie chce cierpienia, to jednak można je dobrze wykorzystać. Widzę to także w posłudze duszpasterskiej. Moje kapłaństwo, ale i człowieczeństwo staje się o wiele bogatsze, choć często przez łzy. Nowotwór to taki mój Ogrójec, gdzie podobnie jak Pan Jezus jestem sam na sam z Bogiem Ojcem.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.