O. Jan Noga, redemptorysta, kapelan gliwickich szpitali, opowiada o rozmowach z chorymi i tajemnicy krzyża.
Klaudia Cwołek /Foto Gość
Mira Fiutak: 15 czerwca miną 23 lata Ojca posługi na gliwickiej onkologii. Czego poza sakramentami chorzy oczekują od kapelana?
O. Jan Noga: Dodania im otuchy, pewnego optymizmu i nadziei, że będzie dobrze. Myślę, że w jakiś sposób im to daję. Czasem pytają mnie, czy ten rodzaj choroby się leczy. Wiedzą, że jestem tu długo, więc oczekują też takiej odpowiedzi. I ja mówię im, że przecież są dobre wyniki w leczeniu. Potrzebują pociechy i rozmowy, bo lekarz nie zawsze ma na to czas. Czasem chcą się wypłakać, wyrzucić to z siebie i usłyszeć, że nie wolno się załamywać, że trzeba walczyć. To jest troszkę taka psychoterapia. Chorzy często przychodzą właśnie po to.
To są trudne i obciążające rozmowy. Jak Ojciec sobie z tym radzi?
Jest mi bardzo ciężko zwłaszcza wtedy, kiedy mam do czynienia z młodymi, którzy odchodzą. Bo nie ma wątpliwości, że przychodzą myśli bardzo trudne, ale jakoś muszę sobie z tym wewnętrznie poradzić. A coraz więcej jest młodych, zwłaszcza na transplantacji szpiku. Czasem przychodzi taka bezradność, na przykład kiedy umierała 18-letnia Zosia…
Dostępne jest 32% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.