Żółte kamizelki po amerykańsku

SZ

publikacja 12.12.2018 22:23

Wiele słów krytyki padło pod adresem uczestników szczytu COP24 na międzynarodowej debacie o klimacie w Gliwicach.

Żółte kamizelki po amerykańsku Połączenie z astronautą i uczestnikiem misji Apollo 7 dr. R. Walterem Cunninghamem Szymon Zmarlicki /Foto Gość

W polsko-amerykańskiej debacie, która w środowy wieczór została zorganizowana w Centrum Edukacyjnym im. Jana Pawła II przy gliwickiej katedrze, wzięli udział Craig Rucker - prezydent Committee for a Constructive Tomorrow (Komitet dla Konstruktywnego Jutra), Marc Morano - związany z tą samą organizacją były polityk Partii Republikańskiej i autor książek oraz publicysta Stanisław Michalkiewicz.

Dyskusja była zapowiadana jako wydarzenie dla mieszkańców Śląska, którzy nie mogą osobiście uczestniczyć w odbywającym się w Katowicach Szczycie Klimatycznym ONZ. W całości stała się jednak wielkim manifestem przeciwko COP24.

Na początku spotkania połączono się z dr. R. Walterem Cunninghamem, fizykiem z NASA, astronautą i uczestnikiem misji Apollo 7, który skomentował trwające od lat spory wokół problemu globalnego ocieplenia i skutków emisji dwutlenku węgla.

- Wielu ekspertom wydaje się, że jeśli stężenie CO2 osiągnie wartość 800 ppm (jednostek miary stężenia - przyp. red.), to wszyscy wyginiemy (w 2016 r. stężenie CO2 w atmosferze przekroczyło 400 ppm - przyp. red.). Przebywając na statku kosmicznym, musieliśmy na bieżąco kontrolować poziom dwutlenku węgla w kabinie. W pewnym momencie alarm ostrzegł nas, że stężenie przekroczyło... 3000 ppm. W ciągu całej misji to stało się chyba tylko raz. Kolejny statek Apollo 8 miał podobny alarm, ale ustawiony już na 7000 jednostek - mówił, argumentując w ten sposób, dlaczego obawy ekologów są bezzasadne.

R.W. Cunnngham dodał, że w łodziach podwodnych zabezpieczenia ustawione są na jeszcze wyższym poziomie - 8000 ppm, a załoga przebywa w takich warunkach pod wodą nawet kilka miesięcy.

Pierwszy z prelegentów - Craig Rucker powiedział, że "zieloni ekologowie zakładają, że Ziemia już za chwilę umrze i spłonie". - Ludzie na całym świecie maszerują, by walczyć z plastikiem, zanieczyszczeniem wody i zmianami klimatu. Ale kto jest tą diaboliczną siłą, która naprawdę niszczy naszą planetę? - pytał.

Następnie wyświetlił na ekranie zdjęcie niemowlęcia, ilustrując w ten sposób zagrożenie rzekomego przeludnienia świata, do czego często odnoszą się ekologowie. - Dlaczego ta mała osoba jest taka zła? Bo widzi Ziemię jako piękne ciasto. Ci ludzie uważają, że każdy kawałek tego ciasta zjedzony przez kolejną osobę oznacza mniej kawałków ciasta dla całej reszty - tłumaczył C. Rucker.

- Ale naszą nadzieją nie jest to, by zniszczyć jak najmniej ciasta. Nasza przyszłość jest bardzo jasna, jeśli tylko obierzemy kurs wolności i nauki - mówił, opowiadając się przeciwko narzucaniu ludziom przez władze coraz to kolejnych restrykcyjnych zakazów, mających jakoby na uwadze dobro klimatu, a w rzeczywistości będących realizowaniem postulatów różnych grup interesów.

Po wystąpieniu kolejnego uczestnika debaty, Marca Morano, obaj Amerykanie, w geście solidarności z Francuzami strajkującymi przeciwko nakładaniu przez prezydenta Emmanuela Macrona kolejnych podatków na paliwa, założyli żółte kamizelki jako wyraz dezaprobaty wobec obciążania obywateli kosztami wyimaginowanej ochrony klimatu. Również zgodnie stwierdzili, że obecnie największym zagrożeniem dla klimatu jest trwający właśnie szczyt COP24.

Spotkanie zakończyło się burzliwą wymianą zdań między słuchaczami a prelegentami.

Żółte kamizelki po amerykańsku   Marc Morano i Craig Rucker w żółtych kamizelkach Szymon Zmarlicki /Foto Gość