Część serca zostawiłam w Afryce

Mira Fiutak

|

Gość Gliwicki 25/2018

publikacja 21.06.2018 00:00

O rozmowach z misjonarką nazywaną Matką Trędowatych i prawdziwych spotkaniach z drugim człowiekiem opowiada Krystyna Surma, która wkrótce wyjeżdża do pracy w Kenii.

Z dziećmi podczas wyjazdu misyjnego do Ugandy. Z dziećmi podczas wyjazdu misyjnego do Ugandy.
Archiwum prywatne

Mira Fiutak: Kiedy po raz pierwszy pomyślała Pani, żeby swoje życie związać z misjami?

Krystyna Surma: Pierwsze pragnienia misyjne pojawiły się w szkole średniej, a może nawet wcześniej. Przypominam sobie spotkanie z podróżnikiem opowiadającym o Japonii; wtedy zaciekawił mnie świat. A potem bardzo wpłynął na mnie film „Misja”. Poczułam, że chcę iść w tym kierunku. W liceum te pragnienia narastały i dokładnie 10 lat temu wyjechałam na Ukrainę z ojcami oblatami, to było moje pierwsze doświadczenie misyjne. Pragnienie raz po raz dawało o sobie znać, ale było mi trudno je zweryfikować, bo w miejscu, gdzie żyłam, nie było wiele środowisk misyjnych. Na studia magisterskie pojechałam do Poznania. Miała na to wpływ Lednica, na której co roku wolontariusze posyłani są na misje. To dotknęło mojego serca. Wybór studiów nauczycielskich również był związany z myślą o misjach.

Czy na tej drodze były osoby, które utwierdzały Panią w tym pragnieniu?

W Poznaniu, jak co roku, organizowany był tydzień misyjny, w którym bardzo chciałam uczestniczyć. W programie było dużo wydarzeń, a mnie zawsze coś stawało na przeszkodzie. Pamiętam, jak szłam w sobotę do kościoła w parafii, przy której mieszkałam, smutna, że tak mi to wszystko uciekło. I wtedy okazało się, że właśnie tam był ostatni punkt tygodnia misyjnego.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.