I święta, i bardzo normalna

Mira Fiutak Mira Fiutak

publikacja 12.03.2017 10:51

Znajomi z gliwickiego DA opowiadają o Helenie Kmieć. Czyli o Helence lub Helen, jak mówią o niej.

I święta, i bardzo normalna Schola DA „Albertinum” jeszcze razem z Heleną (druga z prawej w pierwszym rzędzie) na festiwalu w Toruniu Archiwum Scholi DA „Albertinum”

Od tamtego dnia minęły już prawie dwa miesiące. Od pogrzebu  trochę ponad tydzień. Zdecydowali się opowiedzieć o Helenie. Długo nie byli w stanie, ciągle nie jest to łatwe. Przyjaciele z gliwickiego Duszpasterstwa Akademickiego znali ją przez ostatnie, dorosłe lata jej życia. Od września 2009 roku, kiedy jako młoda dziewczyna przyjechała na studia na Politechnice Śląskiej. I już została w Gliwicach.

O Helenie Kmieć, wolontariuszce zamordowanej w Boliwii, od 24 stycznia powiedziano i napisano sporo. Czasem bolało ich to, co czytali. Czasem widzieli, że to nie do końca Helenka, którą znali. Wychodziło jakoś pomnikowo. A ona była i święta na co dzień, i bardzo normalna. Ciągle uśmiechają się na wspomnienie Heleny wpadającej prosto z lotniska w ostatniej chwili na Mszę akademicką o 20.00. W płaszczu w amarantowym kolorze linii Wizz Air.

– To, że pracowała jako stewardessa po studiach chemicznych, to właśnie jest Helena. Ona miała takie nieszablonowe myślenie, absolutnie nas to nie zdziwiło – mówi Szymon Szymik, dyrygent scholi DA „Albertinum”, którą zapoczątkowała Helenka.

Kiedy po przyjeździe do Gliwic przyszła do duszpasterstwa, właśnie była zmiana pokoleniowa. Jedni odeszli, inni jeszcze nie przyszli. Ks. Wojciech Michalczuk, duszpasterz akademicki, wspomina, jak powiedział kiedyś Helenie, że na Mszach o 20.00 sam wszystkim się zajmuje. – A ona na to bez zastanowienia: „A ja mogę przyjść z gitarą?”. I muszę powiedzieć, że zaimponowała mi, kiedy zjawiła się w kościele z 12-strunową gitarą. Pierwsza moja radość to to, że gitara była dobrze nastrojona, druga  że grała tak rytmicznie, jak nikt do tej pory – wspomina, a wie, o czym mówi, bo sam gra na takiej gitarze.

Kiedy Szymon zaczynał studia, Helena była na II roku. Studiowała makrokierunek  to taka synteza kilku kierunków, w dodatku po angielsku. – Od razu zaprzyjaźniliśmy się. Też studiowałem na Wydziale Chemicznym. Kiedyś rozmawialiśmy na tematy chemiczne, a Helena do mnie: „O czym ty mówisz?”. Zdziwiłem się, bo to były podstawy. A ona: „Jak to jest po angielsku?” i wszystko było jasne – opowiada. Oprócz angielskiego, uczyła się niemieckiego, hiszpańskiego, ostatnio włoskiego.

Łączyła ich też gliwicka Państwowa Szkoła Muzyczna II st., gdzie Helena uczyła się śpiewu klasycznego w klasie Joanny Wojnowskiej. – Najpierw grała sama na „dwudziestkach”, a potem zaczęliśmy rozkręcać coś większego. Ja przejąłem rolę lidera, ale Helen była bardzo mocno wspierająca – mówi Szymon. Nazywali ją „Helen”, bo pasowało to do nietuzinkowej dziewczyny. – Ona i Grzegorz Steć byli dużą podporą w budowaniu tego zespołu – dodaje.

Dzisiaj to już zupełnie inny zespół, jesienią ubiegłego roku schola nagrała płytę, którą nazwali „Przywróć mi życie”... W każdym utworze rozpoznają głos Heleny. – Ja na początku nie czytałam nut – wtrąca Monika Kostka. – Wtedy Helenka stawała obok mnie i pokazywała mi wszystko palcem. Ona zawsze wierzyła w człowieka – dodaje. Przez pół roku razem mieszkały na stancji. Wciągnęła ją także do Wolontariatu Misyjnego „Salvator”. Helena angażowała się i inicjowała wiele wydarzeń. Wymieniają zabawy andrzejkowe i bale karnawałowe, wspólne śniadania, seanse filmowe, Drogę Krzyżową uliczkami miasteczka akademickiego... Nie oczekiwała, żeby ją ktoś dostrzegł, żeby zaistnieć.

– Tak było, że gdzie się pojawiała, tam wokół niej wszystko zaczynało się kręcić, gromadzili się ludzie – mówi ks. Michalczuk. – Jako kapłan widziałem jej nieustanny rozwój duchowy i intelektualny. Do Pana Boga była zawsze przywiązana, z tym już przyszła, ale zawsze chciała lepiej i więcej – wspomina. Kiedy ją doceniał, często słyszał: „Mogło być lepiej, mogłam się bardziej postarać”. – Stale miała niedosyt w stosunku do siebie, ale nigdy tak nie mówiła o innych. Bardziej, że kogoś nie dopilnowała, zapomniała coś powiedzieć – dodaje. Ciągle trudno mu mówić o niej w czasie przeszłym.

Więcej w najnowszym, 10. numerze "Gliwickiego Gościa" na 12 marca.