Nie oddamy kopalni bez walki

Mira Fiutak Mira Fiutak

publikacja 13.12.2016 14:41

Górnicy z KWK "Makoszowy" protestowali przed siedzibą Spółki Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu.

Nie oddamy kopalni bez walki Górnicy protestowali przed siedzibą Spółki Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu Mira Fiutak /Foto Gość

Przed południem przed siedzibą spółki, do której należą "Makoszowy", protestowali pracownicy zabrzańskiej kopalni. Przy palonych oponach i wybuchach petard skandowali: „Złodzieje”, „Oszuści”, „Judasze, sprzedali nasze górnictwo”. Kopalnia z końcem roku ma zaprzestać wydobycia węgla.

- Oszukiwali nas od początku i oszukują do teraz. Zamiast próbować bronić tej kopalni, SRK proponuje ludziom alokację. Bez walki nie oddamy kopalni - zapewnia Krzysztof Sokół ze Związku Zawodowego Pracowników Dołowych w KWK "Makoszowy", który był organizatorem dzisiejszego protestu.

Robert Misiek ze Związku Zawodowego Górników w Polsce dodaje: - Zrestrukturyzowaliśmy się, zrobiliśmy to, czego od nas oczekiwano w planie naprawczym. Teraz druga strona powinna wypełnić swoje zadania - mówił o porozumieniu z rządem w styczniu 2015 r. 

- Nieważne, czy to ten rząd, czy poprzedni, jakaś kontynuacja powinna być. Chcemy, żeby dano nam szansę. Kopalnia "Makoszowy" przyniosła 9 mln zł zysku, Polska Grupa Górnicza, jak podają w telewizji, 15 mln zł - argumentował.

Do protestujących wyszedł Marek Tokarz, prezes Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Próbował, pomimo krzyków, wyrazić stanowisko SRK, że ekonomia twardo wskazuje, iż utrzymanie kopalni bez dopłat nie jest możliwe. Powtórzył też, że wszyscy pracownicy mają gwarancję pracy.

Nie oddamy kopalni bez walki   Do górników wyszedł prezes SRK Marek Tokarz, obok Krzysztof Sokół ze Związku Zawodowego Pracowników Dołowych, który zorganizował protest Mira Fiutak /Foto Gość Krzysztof Sokół wręczył mu petycję pracowników KWK "Makoszowy". - Uważam, że można uratować kopalnię, trzeba tylko pozwolić nam pracować. Jesteśmy w stanie się zbilansować. Nie chcą nam pokazać dokumentów, na co poszły dopłaty. Złóż mamy na 30 lat, jesteśmy jedną z najbezpieczniejszych kopalń w Polsce. Problemem jest brak decyzji politycznej - twierdzi związkowiec.

Stanowisko SRK jest odmienne. - Mówienie o tym, że kopalnia jest rentowna, to nadużycie - zauważył Marek Tokarz w rozmowie z dziennikarzami. Przypomniał, że szacunkowo budżet państwa do strat, jakie generuje kopalnia "Makoszowy", dopłaci w tym roku około 130 mln zł.

-– Dzisiaj, owszem, sprzedajemy więcej węgla aniżeli na początku roku, ale on jest z dopłatą. Mówienie, że kopalnia dzięki temu może być rentowna, jest nieprawdziwe. Decyzja Komisji Europejskiej jest taka, że możliwość funkcjonowania kopalni i wydobywania węgla w SRK jest wyznaczona na 31 grudnia tego roku. To jest ustalone poza nami, my jesteśmy tylko wykonawcą - stwierdził prezes SRK, pytany o nieodwołalność zaprzestania wydobycia węgla z końcem roku.

Zdaniem spółki wszyscy pracownicy kopalni (razem z administracją), w sumie około 1350 osób, mają zagwarantowaną pracę. Są to oferty Polskiej Grupy Górniczej, Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz Spółki Restrukturyzacji Kopalń - na warunkach, jakie są w danych instytucjach.

Wczoraj w kopalni "Makoszowy" otwarte zostały punkty konsultacyjne, w których pracownicy mieli zorientować się w możliwościach podjęcia pracy w innych zakładach. Zaraz po uruchomieniu zostały zablokowane przez górników i związkowców.

- Z jednej strony dyrektor mówi nam, że jesteśmy w stanie się utrzymać, z drugiej prezes Tokarz zaprzecza. Propozycje pracy są, na razie nikt ich poważnie nie wziął pod uwagę. Zapraszają nas do rozmów, zobaczymy, co z tego wyniknie - mówi jeden z pracowników kopalni z 8-letnim stażem.

Czy przyjmie taką propozycję? - A mam inny wybór, jak mam dwójkę małych dzieci, a żona jest na urlopie macierzyńskim? W tej chwili dojeżdżam 30 km, potem - już sprawdziłem - będę miał 70 km.

Związkowcy zapowiadają dalszą walkę. Już jutro będą protestować prawdopodobnie na kopalni. W poprzednim tygodniu przeprowadzono tam referendum. Wzięło w nim udział 84 procent pracowników. 98 procent z nich opowiedziało się za pozostaniem w "Makoszowach".